W modlitwie człowiek powinien uczyć się, o co prawdziwie powinien prosić Boga – co jest godne Boga. Musi uczyć się, że nie może modlić się przeciw drugiemu. Musi uczyć się, że nie może prosić o rzeczy powierzchowne i wygody, których pragnie w danym momencie – ulegając małej, fałszywej nadziei, która odwodzi go od Boga.
Boga można prosić o rzeczy materialne tutaj na ziemi? 2014-01-03 11:13:05 Można prosić Boga o przyjaciół? 2014-01-01 17:00:51 Czy można prosić Boga o pieniądze? 2013-11-01 21:23:05
Praktycznie oznacza to, że możemy prosić w tym względzie o: oczyszczenie karmy. zdjęcie klątwy rodowej. zdjęcie klątwy rodzica (gdy w żalu i krzywdzie życzył by nas los doświadczył). Jednocześnie ponieważ otwiera i zamyka wszystkie bramy, możemy także poprosić go o uwolnienie od traumy z przeszłości.
9 A co, jeśli dziecko odchodzi od Boga? Wtedy szczególnie: patrz punkt pierwszy, czyli modlitwa! Św. Monika modliła się o nawrócenie św. Augustyna przez 17 lat. Nam może będzie dane prosić o to krócej? Niesłychanie ważne jest też wtedy podtrzymywanie przyjaźni z dzieckiem.
Ale nie proszę go o wsparcie techniczne z moim komputerem. Jest doradcą, nie technikiem. Święty znaczy Święty. Nasz Ojciec udziela próśb zgodnych z jego naturą. Pamiętanie o jego Świętej naturze automatycznie pomaga nam wyeliminować głupie prośby. czy moja prośba zgadza się z charakterem Boga? proś Boga o codzienne potrzeby
Raz i drugi poszedłem na Mszę i modlitwę o uzdrowienie, zacząłem prosić Boga o pomoc, a naprawdę bardzo chciałem, żeby coś się zdarzyło. Gdy ksiądz wystawił Przenajświętszy Sakrament, a ja usłyszałem: «Wierzę, że Jezus przychodzi do młodego mężczyzny, który jest zmęczony psychicznie, mówi, że chce zabrać jego
. Wywiad ukazał się na ( Autor: Łukasz Pałka – O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. Za zarobione w ten sposób pieniądze może realizować swoje marzenia i cele – mówi w rozmowie z ksiądz Jacek Gniadek, polski misjonarz mieszkający w Zambii, który swoją pracę poświęcił również poszukiwaniu ekonomicznych wątków w Biblii. Radzi też, do kogo najlepiej modlić się o pieniądze i powodzenie w biznesie. Łukasz Pałka, Czy Mario Draghi, szef Europejskiego Banku Centralnego, jest grzesznikiem? Ks. Jacek Gniadek, misjonarz werbista mieszkający w Zambii: Pewnie tak, jak każdy z nas. Pytam, bo w książce „Ekonomia boża i ludzka” sugeruje ksiądz, że efektem działania diabła jest to, iż współcześni ekonomiści uwierzyli w korzystne skutki „sztucznego wzrostu podaży pieniądza”. Słowem, „drukowanie pieniędzy” jest grzechem. Bo to prawda. Według mnie bankierzy, ekonomiści – być może nieświadomie – popełniają grzech, bo sama idea takiego „odpersonalizowanego” pieniądza jest formą oszukiwania ludzi. Nie można drukować pieniędzy na potęgę i wmawiać społeczeństwu, że naprawia się gospodarkę. Pieniądze powinny się brać z pracy i oszczędności, a nie z tego, że dany bank centralny zdecyduje tak lub inaczej. Za pomocą pieniądza mamy określać wartość wymiany konkretnych towarów i usług. Tak jak w słynnym pytaniu Arystotelesa, który zapytał, czy więcej jest warta woda czy diament. Bo przecież na pustyni woda będzie cenniejsza nawet od diamentu. Chciałby ksiądz wrócić do czasów wymiany barterowej? Bez przesady. Mówię o tym, że grupa polityków i bankierów dała się zwieść i teraz – świadomie lub nie – wyrządzają krzywdę społeczeństwu. Ratują nie prawdziwą gospodarkę wolnorynkową, a teorię, w którą wierzą, a która się nie sprawdziła. Wmawiają, że najpierw jest pieniądz, a potem gospodarka. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Klasyczną ekonomię rozumieją nawet ludzie w Zambii, gdzie mieszkam. Tę samą, w której Zachód się kompletnie pogubił. Czyli? Czyli, że dobrobyt można powiększać tylko ciężką pracą i oszczędzaniem. Że trzeba szanować wolność i własność prywatną. Że nie da się oddzielić „człowieka ekonomicznego” od „człowieka religijnego”. Bo to przecież jedna i ta sama osoba, bardzo skomplikowana, ze swoimi planami, marzeniami, celami i dostępnymi do tego środkami. Weźmy jako przykład Boże Ciało. Przecież uniwersalna symbolika tego święta też ma odniesienie do ekonomii. Chleb i wino to wytwory ludzkiej pracy. Powstają we wspólnocie, jaką jest Kościół. Czyli mowa tu o kapitalizmie. Odważna analogia, prawdę mówiąc. Dla mnie kapitalizm to wspólnota ludzi połączonych wspólnym celem. Owocem ich pracy jest w tym przypadku chleb i wino. Ich produkcja wymaga jednak nie tylko tego, by – jak mówi prawo kanoniczne – chleb był przaśny, a wino z winogron. Ważne jest również to, by były stworzone przez ludzi wolnych i kreatywnych. Tak rozumiem kapitalizm, że jako człowiek mogę samodzielnie dobrać środki do osiągnięcia celu. Nie potrzebuję do tego polityków, banków centralnych, ani państwa opiekuńczego, które moją wolność będzie ograniczać. A tym celem jest coraz większy dobrobyt? Zysk. Pieniądze? To duże uproszczenie. Jezus wielokrotnie podkreśla, że pieniądze nie są złe. Warunek jest jeden: powinny być w życiu środkiem, a nie celem. Cel jest zdecydowanie ważniejszy, a wielu ludzi o tym zapomina. Poza tym, kto powiedział, że zysk, o którym mówimy, musi odpowiadać dobrom materialnym? Pragnienie bycia bogatym nie jest mniej lub bardziej racjonalne niż pragnienie bycia ubogim mnichem. Ważne, by człowiek, który decyduje o swoim życiu, był wolny. Człowiek religijny przez całe życie inwestuje, będąc dobrym po to, by śmierć była dla niego realizacją zysków. Czyli pomnażanie pieniędzy nie jest grzechem? Oczywiście, że nie. Jedna z moich ulubionych biblijnych opowieści to przypowieść o talentach. Człowiek jest powołany, by odkrywać je na wielu płaszczyznach. Nie ma znaczenia, ile ma tych talentów. Może być dziesięć, może być jeden. Istotne jest jednak to, że ma je rozwijać przez całe życie. A przecież jednym z talentów jest przedsiębiorczość, którą rozumiem jako tworzenie czegoś z niczego. Ktoś nie potrafi robić mebli, ale potrafi tak wszystko zorganizować, że zatrudni stolarzy i będzie tworzył potrzebne rzeczy. Będzie miał pieniądze, inwestował i tworzył miejsca pracy. To przecież tworzenie dobra. Pod warunkiem, że będzie uczciwy. To oczywiste. Pomnażanie pieniędzy może być jednym z talentów pod warunkiem, że robimy to uczciwie i potrafimy się dzielić. Bo wolny rynek nie jest doskonały. Są ludzie, którzy potrzebują pomocy, albo nawet tacy, którzy oszukiwali i poszli do więzienia. Ich też nie wolno potępiać, chociaż oczywiście muszą odpokutować za swoje grzechy i ponieść karę. Są wreszcie ludzie niepełnosprawni. Tu w Afryce zajmujemy się też osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. To ludzie, którzy też przecież mają swoje talenty, tylko trzeba im pomóc je wydobyć. A wierzę, że człowiek pomagając innym, pomaga też sobie, torując drogę do nieba. Miewa ksiądz pokusy finansowe? Pewnie. Na przykład taką, żeby grać na giełdzie i zarobić sporo pieniędzy? Panie Łukaszu, ja w buszu mieszkam, tu nie ma giełdy (śmiech). Ale pokusy są? Wolę je nazywać marzeniami. A że marzeń jest zwykle więcej niż środków, to trzeba sobie jakoś radzić. I tak na przykład moim marzeniem cztery lata temu było to, żeby w Lindzie na przedmieściach Lusaki zbudować przedszkole. Szukałem pieniędzy i się udało. Potem marzyłem o tym, żeby postawić budynek, w którym będzie można uczyć przedsiębiorczości, a także do którego będą przychodzić lokalni przedsiębiorcy, by się pomodlić, a przy okazji załatwić interesy, czy spotkać się towarzysko. Skąd wziął ksiądz na to środki? Z pieniędzy prywatnych. Znajduję ludzi, którzy z własnych oszczędności chcą finansować te projekty, bo widzą w tym sens i dobro. Przyjeżdżają do mnie wolontariusze, bo też chcą zrobić coś dobrego. Często nie są wielkimi fanami Kościoła, ale chcą być dobrymi ludźmi. I to wystarcza? Oczywiście miałem pokusę, żeby sięgnąć po pieniądze z rządowych grantów albo od organizacji pomocowych. Skoro używa ksiądz słowa „pokusa”, to rozumiem, że ksiądz tego nie zrobił. Nie rozumiem tylko dlaczego. Bo rządowe pieniądze pochodzą z podatków płaconych przez ludzi pod przymusem. A skąd ja wiem, że oni by chcieli, żeby z ich pieniędzy stawiać szkołę? Nie będę im zabierał wolności wyboru, wystarczy, że rząd to robi. Podobnie jest z organizacjami pomocowymi, które są na usługach rządów. Po latach doszedłem do przekonania, że nie chodzi w nich o pomoc, ale wielkie pieniądze, wpływy i politykę. Ja się w to nie mieszam, bo wierzę, że jedynym ratunkiem dla Afryki jest promowanie tu przedsiębiorczości. Dowodem na to jest to, czego do tej pory dokonaliśmy, wspólnymi siłami, jako ludzie wolni. To właśnie efekt pracy, ten chleb i wino, które ofiarujemy Bogu. Kiedyś, podczas kazania, mówię ludziom, że znam sposób, jak zostać bogatym. Słuchają z zaciekawieniem, a ja na to, że trzeba ciężko pracować i oszczędzać. To przecież proste. Trochę się zawiedli (śmiech). Modli się ksiądz o pieniądze? Ależ oczywiście. Nie ma w tym nic złego. W każdą pierwszą sobotę miesiąca odprawiam Mszę Świętą za darczyńców naszej misji, tych obecnych i tych przyszłych. Modlę się o ludzi, o pieniądze, o to, by ci, którzy chcą zrobić coś dobrego na zasadach wolnej przedsiębiorczości, dołączyli do mnie. A inwestorowi giełdowemu wypada się modlić o wysoką dywidendę ze spółki, której akcje posiada? A dlaczego nie? O zysk zawsze należy się modlić. Przyszłości nie znamy, a skoro ktoś zainwestował zarobione pieniądze w jakąś firmę, to powinna ona rosnąć. To również modlitwa o dobro. Sama nazwa „dobra rynkowe” pochodzi przecież od słowa „dobro”. Jeżeli te dobra rynkowe powstają, to znaczy, że ktoś chce je kupować. A skoro znajdują nabywców, to ludzie mają miejsca pracy. Za zarobione w ten sposób pieniądze mogą realizować swoje marzenia i cele. Czy nie na tym polega ludzka godność? O tym wszystkim nauczał Jezus. Do jakiego patrona można się o to wszystko modlić? Do świętego Homobona z Cremony. Przyznam się, że nigdy o nim nie słyszałem. Włoski kupiec z dwunastego wieku. Bogaty, potrafił pomnażać pieniądze, ale również się nimi dzielić. Pomagał ubogim. Zresztą proszę zwrócić uwagę, że samo imię „Homobonus” znaczy tyle co po prostu „dobry człowiek”. Rzeczywiście, nie jest on zbyt popularny, ale jest on patronem naszego przedsięwzięcia, czyli klubu przedsiębiorców przy naszej misji. Często o nim opowiadam, by pokazać, że można być handlowcem, biznesmenem, inwestorem i zostać świętym. Dla wielu musi to być zaskoczeniem. Nawet w Kościele przedsiębiorca przecież nie zawsze jest mile widziany, bo w potocznym rozumieniu musiał coś ukraść. Ja się z takim podejściem absolutnie nie zgadzam. Oczywiście jest garstka oszustów, ale zdecydowana większość uczciwie pracuje i daje innym pracę. Dlatego takie postawy trzeba promować. Jest tu w Lindzie pewien sklepikarz. Kiedyś miał jeden sklep, teraz już trzy. Było dla niego niepojęte, jak dowiedział się, że może zostać świętym, bo przecież zajmuje się tylko biznesem, a niektórzy patrzą na niego jak na oszusta. Jak już wspomniałem, przedsiębiorca, to ktoś kto robi coś z niczego. Zresztą moja misja też przecież opiera się o przedsiębiorczość. Gdy przyjechałem tu cztery lata temu, stanąłem na środku pustego placu i już wiedziałem, że tu musi powstać szkoła, tu studnia itd. I nie ma ksiądz czasami takiego poczucia, że ratuje Afrykę na skalę „przelewania oceanu łyżeczką”? Cóż, takie jest moje powołanie. Zdaję sobie sprawę, że całego świata nie zbawię. Ale mam grupę ludzi, z którymi pracuję, którzy wierzą w ideę wolnego rynku, przedsiębiorczości. Nasze spotkania zaczynaliśmy pod drzewem, a teraz proszę – mamy budynek. Jest narzędzie, które zachęci ludzi do działania. To musi się rozwinąć na większą skalę. Marzę o tym, by przy parafiach były kluby przedsiębiorczości, by zachęcać ludzi do tego, by coś robili, a nie pozwalali się psuć przez socjalizm proponowany im przez rząd i organizacje pomocowe. Socjalizm? Opiekuńczość, rozleniwianie ludzi, płacenie im za sam fakt, że przyjdą na spotkanie, bo organizacja musi mieć podpis, by wyciągnąć pieniądze z Unii Europejskiej. To do niczego dobrego nie prowadzi. Miałem kiedyś plan, żeby pociągnąć rury od studni do domów. Chciałem pokazać ludziom, że skoro każdego z osobna nie stać na to, by wykopać studnię, to wspólnymi siłami mogą sobie zorganizować wodę. Znalazłem sponsorów, podłączyliśmy dwadzieścia domów. Chciałem więcej, więc poszedłem do urzędu. No i tu zaczęły się problemy. Bo okazało się, że monopol na wodociągi ma państwowa firma, że nikt poza nią nie ma licencji, że ktoś rozpisał już projekt i właśnie jest on dyskutowany. Mówię na to, że co w tym trudnego, skoro sam przez kilka tygodni dwadzieścia domów podłączyłem, mamy przecież XXI wiek. Usłyszałem: nic nie rozumiesz, zostaw to. Po jakimś czasie oczywiście pojawiły się… studnie i ludzie ciągle muszą nosić wodę w wiadrach, a do tego muszą za nią płacić. Czy Polska powinna przyjąć imigrantów z Afryki? Milton Friedman powiedział: „Albo państwo opiekuńcze, albo otwarte granice. Tych dwóch spraw nie da się pogodzić”. Jak to się ma do mojego pytania? Bo sprawa, o którą pan pyta, jest bardzo złożona. Nie ma na to prostej odpowiedzi. W pewnym sensie każdy z nas jest migrantem. W sensie ziemskim, bo szukamy lepszego życia. W ujęciu głębszym – bo ziemia jest dla nas przystankiem w drodze do Boga. Ale wracając bezpośrednio do pytania, generalnie cały problem istnieje dlatego, że istnieją granice. Dlatego powinny one być otwarte, ale jednocześnie rząd nie powinien pomagać imigrantom i dawać im poczucia, że jesteśmy państwem socjalnym. Jeżeli gdzieś przyjeżdżają, muszą się sami utrzymać. Nie powinno być pomocy od państwa. Dlaczego? Bo prześladowania to jedno, a dążenie wielu osób do życia na koszt innego państwa to druga sprawa. Wielu imigrantów po prostu kalkuluje, że jak zapłacą przemytnikom tyle, to potem im się to zwróci w takim czasie i będą mieli lepsze życie. Normalna wymiana rynkowa. Jeżeli osoby prywatne chcą pomagać imigrantom lub komukolwiek, kto jest w potrzebie, to świadczy o ich dobru. Rząd jednak powinien być w takich decyzjach bardzo ostrożny, bo wydaje pieniądze podatników. A oni nie muszą się na to zgadzać. Sondaże pokazują, że większość Polaków nie chce imigrantów u siebie. Bo się boją, np. o miejsca pracy. To rzecz jasna argument charakterystyczny dla państwa opiekuńczego, socjalnego, w którym nie ma zasad wolnego rynku. Z drugiej strony część społeczeństwa często zapomina o tym, że sami dostaliśmy pomoc, sami byliśmy migrantami i uciekaliśmy przed przemocą i reżimem komunizmu. Pamiętam moje spotkanie sprzed lat w Warszawie z senatorami w werbistowskim ośrodku dla imigrantów. Gdy dowiedzieli się, że większość przebywających tam osób jest w Polsce nielegalnie, nie chcieli się w nic mieszać. Został jeden – dowiedziałem się od niego, że kiedyś sam uciekł do Kanady i mieszkał w podobnym ośrodku. Migrowanie czasami jest konieczne i ryzykowne. Ale takie jest przecież życie. Przecież uciekając przed królem Herodem, święty Józef zabrał Maryję i Jezusa w daleką, ryzykowną i kosztowną podróż do Egiptu. Ale nawet do głowy mu nie przyszło, by zwracać się o pomoc do władcy sąsiedniego państwa. Ksiądz Jacek Gniadek SVD Misjonarz, werbista, teolog. Od 2010 roku pracuje w Zambii, wcześniej w Kongo, Botswanie i Liberii. Zajmuje się również tematami ekonomicznymi. Napisał książkę o Ludwigu von Misesie, twórcy austriackiej szkoły ekonomii. Autor książek: „Dwaj ludzie z Galicji. Koncepcja osoby ludzkiej według Ludwiga von Misesa i Karola Wojtyły”, „Ekonomia boska i ludzka. Kazania wolnorynkowe”. Prowadzi bloga pod adresem
Lekcja 7 Przybliżanie się do Boga w modlitwie Dlaczego regularne modlenie się jest takie ważne? (1) Do kogo mamy się modlić i jak to robić? (2, 3) Jakie sprawy można poruszać w modlitwie? (4) Kiedy powinieneś się modlić? (5, 6) Czy Bóg wysłuchuje wszystkie modlitwy? (7) 1. Modlitwa to pokorna rozmowa z Bogiem. Powinieneś modlić się regularnie. Dzięki temu Bóg stanie się dla ciebie kimś równie bliskim, jak serdeczny przyjaciel. Chociaż Jehowa jest tak wspaniały i tak potężny, to jednak wysłuchuje nasze modlitwy! Czy często modlisz się do Niego? (Psalm 65:3; 1 Tesaloniczan 5:17). 2. Modlitwą oddajemy Bogu cześć. Powinniśmy więc modlić się wyłącznie do Boga, do Jehowy. Kiedy Jezus był na ziemi, nigdy nie modlił się do nikogo innego, jak tylko do swego Ojca. Powinniśmy czynić tak samo (Mateusza 4:10; 6:9). Mamy się jednak modlić zawsze w imię Jezusa. Stanowi to dowód, że szanujemy jego pozycję i wierzymy w złożoną przez niego ofiarę okupu (Jana 14:6; 1 Jana 2:1, 2). 3. Nasze modlitwy mają wypływać z serca. Nie należy ich recytować z pamięci ani odczytywać z modlitewnika (Mateusza 6:7, 8). Możemy się modlić o każdej porze i w każdym miejscu; nie musimy przy tym przyjmować określonej postawy, byle była nacechowana szacunkiem. Bóg słyszy też ciche modlitwy, nawet wypowiadane w duchu (1 Samuela 1:12, 13). Gdy zanosimy osobiste modlitwy, warto sobie znaleźć spokojne miejsce, gdzie nikt nie przeszkadza (Marka 1:35). 4. O co można się modlić? O wszystko, co mogłoby mieć wpływ na naszą przyjaźń z Bogiem (Filipian 4:6, 7). Z modlitwy wzorcowej wynika, że powinniśmy przy tym uwzględniać imię i zamierzenie Jehowy. Możemy też prosić o zaspokojenie naszych potrzeb materialnych, o przebaczenie grzechów i o pomoc w odpieraniu pokus (Mateusza 6:9-13). Nasze modlitwy nie mogą być samolubne. Powinniśmy prosić jedynie o to, co jest zgodne z wolą Bożą (1 Jana 5:14). 5. Módl się za każdym razem, gdy serce pobudzi cię do dziękowania Bogu lub do wysławiania Go (1 Kronik 29:10-13). Módl się, gdy masz problemy lub gdy twoja wiara jest wystawiona na próbę (Psalm 55:23; 120:1). Warto się modlić przed posiłkami (Mateusza 14:19). Jehowa zachęca nas do modlenia się „przy każdej sposobności” (Efezjan 6:18). 6. Musimy modlić się zwłaszcza wtedy, gdy zdarzy nam się popełnić poważny grzech. Powinniśmy wówczas błagać Jehowę o miłosierdzie i przebaczenie. On chętnie puszcza w niepamięć nasze grzechy, jeśli Mu je wyznajemy i bardzo się staramy ich nie powtarzać (Psalm 86:5; Przypowieści 28:13). 7. Jehowa wysłuchuje tylko ludzi prawych. Jeśli chcesz, żeby nakłonił ucha ku twoim modlitwom, musisz według swych najlepszych możliwości starać się żyć zgodnie z Jego prawami (Przypowieści 15:29; 28:9, BT). Kiedy się modlisz, okazuj pokorę (Łukasza 18:9-14). Musisz też starać się postępować zgodnie ze swymi modlitwami. W ten sposób dowiedziesz, że masz wiarę i że poważnie traktujesz to, co mówisz. Tylko pod tym warunkiem zostaniesz wysłuchany przez Jehowę (Hebrajczyków 11:6).
W artykule tym będziemy poruszać się w przestrzeni religii chrześcijańskiej, która, jak podejrzewam, najbliższa jest ogółowi studentów, z myślą o których artykuł ten jest pisany, a która bliska jest także autorowi. Dobrym pretekstem do zastanowienia się nad podanym tematem jest czas sesji, kiedy studenci nieraz zwracają się do Boga z prośbą o zdany egzamin. Czy powinniśmy prosić Boga? Pytanie postawione w tytule rodzi się, gdy zastanawiamy się nad sensem modlitwy, która na celu ma prośbę o cokolwiek dla nas. Pojawia się tu założenie, że Bóg odpowiada na prośby. Tylko, czy w tak wielkiej i chyba nieproporcjonalnej różnicy proszącego i proszonego, możliwe jest wpłynięcie na Bożą wolę? Czy Bóg zmienia swoje zdanie ze względu na nasze prośby? Czy może musimy na to zasłużyć? A co z sytuacją, w której dwoje „zasługujących” ludzi prosi o sprzeczne ze sobą rzeczy? Albo gdy „zasługujący” prosi, a spotyka go wciąż wielkie cierpienie? Na te pytania oczywiście nie odpowiemy w sposób definitywny. Możemy jednak próbować przybrać jakiś pogląd na podstawie dostępnych nam metod. Wierzę, że należy do nich Pismo Święte, Tradycja oraz rozum, który przybliżać nas może do prawdy. Rozważając postawiony temat chciałbym podkreślić, że esej ten wyraża subiektywne rozważania autora. Nie czuję się powołany do udzielania odpowiedzi bardziej niż ktoś inny, lecz raczej do stawiania pytań i dzielenia się swoimi przemyśleniami na ten temat. Wydaje się, że tak. Sam Bóg zachęca nas do proszenia. Jezus nauczał: „Proście, a będzie wam dane [...]. Albowiem każdy, kto prosi otrzymuje [...]” (Mt 7,7-8). Należy więc Boga prosić. W Ewangelii św. Jana czytamy słowa Jezusa: „Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, poproście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (J 15,7). Powinniśmy zatem Boga prosić, o cokolwiek chcemy. Modlitwa przekazana nam przez Jezusa, Ojcze nasz, składa się z 7 próśb (3 teologalne: święć się..., przyjdź..., bądź... i 4 dotyczące nas: daj nam..., odpuść nam..., nie wódź nas..., zbaw nas...). Bóg uczy więc nas jak Go prosić. Jeżeli wierzymy w istnienie bytu, który stworzył świat, ma wielką moc, nawet nieskończoną i do tego jeszcze nas kocha i chce naszego dobra, to proszenie Go o spełnienie naszych próśb jest jak najbardziej uzasadnione – wiemy przecież, co jest dla nas dobre i o to prosimy Tego, kto może to spełnić. Kościół katolicki sankcjonuje proszenie Boga[1] – podczas mszy świętej przecież pojawia się modlitwa wiernych, w której zanoszone są prośby do Boga, a także intencja mszy – prośba, dla której sprawowana jest msza. Przeciw temu: W modlitwie Pańskiej, Ojcze nasz, modlimy się „bądź wola Twoja”. Wedle św. Tomasza z Akwinu Jezus ukazuje nam tu hierarchię próśb. „Bądź wola Twoja” poprzedza 4 prośby, które dotyczą nas tu, teraz[2]. Jeśli więc „bądź wola Twoja”, to już niekoniecznie „bądź wola moja”. Bóg nie jest ograniczony w poznaniu, tak jak my. Wie, co dla nas jest dobre, a nawet najlepsze, my natomiast nie mamy takiej wiedzy. Nam wydaje się, że coś będzie dla nas dobre, a niejednokrotnie przecież potrafimy dojść do wniosku: „a może dobrze, że wtedy mi się nie udało, dzięki temu stało się lepiej”. A może stało się gorzej, ale nie wiemy, co by było, gdyby nam się wtedy jednak udało – może właśnie ustrzegliśmy się od wielkiego zła. Jezus przed swoim pojmaniem czując wielki lęk modlił się w Ogrójcu, by „jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina. I mówił: ‘Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]’ ” (Mk 14,35-36)[3]. Powinniśmy więc nie żądać od Boga, lecz akceptować Jego wolę. Wedle św. Augustyna Bóg jest najwyższym dobrem i jest niezmienny[4]. Prosząc go o spełnienie naszej prośby, liczymy na zmianę Jego zdania, Jego woli. Zmiana woli Boga oznaczałaby, że nie chce On najwyższego dobra, skoro dla kogoś coś może być lepsze, niż On chce, oraz że Bóg jest zmienny. A zatem nie powinniśmy prosić Boga o to, co my chcemy, lecz o to, co On chce. To zaś i tak się stanie, więc czy w ogóle jest sens zanoszenia do Boga próśb? Jeśli ktoś spełnienie prośby traktuje jako nagrodę, zaś niespełnienie jako karę (ciekawe, skąd w ogóle wiemy, kiedy modlitwa jest/będzie skuteczna), łatwo może dojść do wniosku o niesprawiedliwości Boga lub nawet o Jego nieistnieniu. Traktowanie rzeczywistości w kategoriach nagrody i kary od Boga może być więc bardzo niebezpieczne w swoich konsekwencjach. Prowadzić też może do magicznego myślenia, w którym Bóg jest jakby „maszynką” do spełniania próśb – „jeśli jestem wystarczająco dobry, Bóg musi spełnić moją prośbę, przecież jest podobno sprawiedliwy”. „Jeśli nie spełnia, to niewystarczająco się staram”. A co z cierpieniem? Czy to kara za grzechy? Zatem proszenie Boga niekoniecznie przynosi jakiekolwiek skutki z Jego strony, zaś może być niebezpieczne dla naszego myślenia o rzeczywistości i dla naszej wiary. Odpowiadam. Postawienie obok siebie słów Jezusa „proście, a będzie wam dane” oraz „bądź wola Twoja” ujawnia pewną sprzeczność Biblii. Jest to jednak sprzeczność pozorna. Nie możemy wybierać – przecież jedno i drugie to słowa Jezusa przekazane nam przez ewangelistów. Wydaje mi się, że całe rozwiązanie zawiera się w słowach, które przekazuje św. Mateusz: „Albowiem wie Ojciec wasz, czego wam potrzeba, zanim jeszcze Go poprosicie” (Mt 6,8). Tłumaczy to świetnie Timothy Radcliffe OP: „Modlimy się nie po to, aby zmienić zdanie Boga o nas, ale [...] aby zmienić swoje zdanie o Bogu”[5]. I dalej: „Nie modlimy się po to, aby manipulować historią i naginać ją do własnej woli, ale ponieważ Bóg chce, żebyśmy otrzymywali to, o co się modlimy, tak, abyśmy umieli rozpoznać to jako dar”.[6] Czy więc nasza prośba jest konieczna? Dotykamy tu kwestii przeznaczenia, predestynacji. Wierzę jednak w wolną wolę człowieka, na którą w swojej wolności zgodził się Bóg. Ciągle stwarza On, czy też daje nam świat[7]. Zachęca nas do proszenia, do wytrwałości w modlitwie[8]. „Bóg chce, abyśmy pragnęli z całych sił, z pasją”[9] pisze o. Radcliffe. Mistyk średniowieczny Mistrz Eckhart dodaje: „Bóg jest tysiąc razy bardziej skory do dawania, niż my do brania”[10]. Uważał przy tym, że powinniśmy prosić o to, co najważniejsze i najlepsze – o Boga: „Kto prosi o coś innego niż Bóg, ten prosi, można powiedzieć, o bożka lub o coś niegodziwego”[11]. Powinniśmy prosić więc o to, czego naprawdę potrzebujemy, czego naprawdę pragniemy. Największą z tych próśb będzie proszenie o ostateczny cel, o Boga. Jest jeszcze ważna kwestia dotycząca proszenia. „Nasze czyny to modlitwy – upraszają Boga o zrobienie czegoś – a nasze modlitwy to czyny, które mogą przynieść prawdziwe rezultaty”[12]. Nie wystarczy samo proszenie Boga o coś, bez dążenia do tego „samemu”. Św. Tomasz przestrzega: „Jeśli człowiek nie czyni tego, co mógłby sam uczynić, a spodziewa się tylko Bożej pomocy, to jawnie wystawia Boga na próbę”[13]. Od nieco innej strony patrzy na tą kwestię Machiavelli: „Nie chce Bóg czynić wszystkiego, by nam nie odbierać wolnej woli ani tej części sławy, która nam się należy”[14]. Słyszałem kiedyś anegdotę o tym, jak pewien człowiek prosił usilnie Boga o wygraną w totolotka. Prosił tak miesiącami, latami, aż w końcu ukazał mu się Jezus i krzyknął do niego: to idź i wyślij w końcu ten kupon! Proszenie prowadzić nas więc powinno do rozpoznania rzeczywistości jako daru. Pamiętajmy, że Bóg ma do dyspozycji całą wieczność, my natomiast najchętniej widzielibyśmy skutki od razu. Pewną prawdę o modlitwie, która „podcina nogi” naszej wyobraźni, zdradza francuski dominikanin Thierry-Dominique Humbrecht: „w modlitwie nie dzieje się nic godnego opowiadania o tym”[15]. Niezależnie od naszych próśb i tak zdarzy się to, co się zdarzy. Proszenie Boga o coś, pomaga nam widzieć Jego działanie, dostrzegać Jego dary – we wszystkim, bo wszystko może być przedmiotem prośby. Ale to, że coś się zdarzy nie jest tylko zasługą prośby. T. Radcliffe porównuje to do opakowywania prezentów. Gdy dajemy komuś pięknie opakowany prezent, radość obdarowanej osoby zapewne będzie większa niż gdyby dostała ten sam prezent w zwykłej reklamówce. Tak też jest z proszeniem Boga – rzeczywistość jest taka sama, ale my ją lepiej przyjmiemy, rozpoznamy; dostajemy ją w prezencie od Boga[16]. A co z sytuacją, w której przedmiot modlitwy się nie pojawia? Św. Augustyn odpowiada: „Otóż w ten właśnie sposób Bóg każąc nam czekać, zwiększa pragnienie, wywołując pragnienie – poszerza duszę, poszerzając ją – zwiększa zdolność przyjęcia”[17]. Podobnie pisze Mistrz Eckhart (kontynuujący zresztą augustyńską tradycję): „Bóg niekiedy oddala się od ludzi, po to tylko, by ich pobudzić i rozszerzyć ich pragnienie”[18]. Średniowieczny mistyk kładzie nacisk na ważną kwestię – tak naprawdę zabieganie o doczesność nie jest aż tak ważne. Dużo łatwiej to jednak powiedzieć niż prawdziwie tym żyć. Trudno byłoby np. taką odpowiedź przedstawić komuś, kto prawdziwie cierpi. Eckhart każdemu zaleca jednak głęboką i pełną akceptację: „Gdy człowiek stanie w obliczu jakiejś wielkiej przeciwności, niech się zda na Boga, kornie się przed Nim ugnie i przyjmie od Niego cierpliwie i z pokorą wszystko, co go spotyka. Tak będzie dobrze”[19]. Modlitwa ma skutki w nas, to nas ona przemienia, a nie zmienia świat dla nas. Do tej pory rozważaliśmy sytuację skutków zewnętrznych wobec „ja”. Dzięki modlitwie, dzięki proszeniu, Bóg subtelnie nas przemienia, budzi pragnienia, które uznajemy za własne[20]. Mistrz Eckhart z kolei zachęca do proszenia o ducha mądrości[21]. Dzięki niemu lepiej rozpoznamy istotę rzeczy, przybliżymy się do Boga, pełniej akceptując Jego wolę. W takim duchu odczytuję modlitwę Jezusa w Ogrodzie Oliwnym - Chrystus rozpoczynając tam modlitwę mógł mieć nadzieję na zmianę woli Boga i odsunięcie od siebie cierpienia, które Go czekało. Już po chwili jednak prosi o to, by stała się „nie moja wola, lecz Twoja” (Łk 22, 42). Prośba prowadzi nas więc do postrzegania rzeczywistości jako daru. Logicznym więc wydaje się przyjęcie wobec Boga postawy dziękczynnej – dziękowanie za absolutnie wszystko. Oddajmy jeszcze raz głos Mistrzowi Eckhartowi: „Gdyby człowieka nie łączyło z Bogiem nic poza dziękczynieniem, to by już wystarczyło!”[22]. Wiąże się to także z akceptacją rzeczywistości. Takiej, jaka jest, radości i cierpienia. „Doskonała i prawdziwa jest wola tylko w tym, kto się wyzbył własnej woli i cały zanurzył w Bożej”[23]. Proszenie Boga pomaga nam postrzegać rzeczywistość jako dar, przyjąć postawę dziękczynienia Bogu. To zaś prowadzi do rozwoju naszej miłości – wobec Boga i ludzi. Boga więc raczej prośmy, jeśli nam na czymś naprawdę zależy. Ale na pewno dziękujmy – bo wszystko co jest, jest Jego darem. Może warto zastanowić się nad kilkoma pytaniami: - Kim dla mnie jest Bóg? Czy raczej Kimś w stylu majętnego wujka, którego trzeba odpowiednio podejść, czy bardziej Kimś, Kto mnie przewyższa i od Kogo ja zależę? - Czy dziękuję Bogu? Czy dziękuję tylko za to, co dla mnie przyjemne, czy może za absolutnie wszystko? - Czy pamiętam o Bogu na co dzień, czy tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuję? - Jak rozumiem słowa: „bądź wola Twoja”? [1] Por. Katechizm Kościoła Katolickiego, Poznań 2002, s. 605-606. [2] Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-III, 83, 9. [3] Por. Łk 22, 42: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Wszakże nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” [4] Św. Augustyn, O naturze dobra, [w:] Dialogi filozoficzne, Kraków 1999, s. 829. [5] Timothy Radcliffe, Po co chodzić do kościoła?, Poznań 2009, s. 135. [8] Por. Mt 7,7-11. [9] T. Radcliffe, op. cit., s. 135. [10] Mistrz Eckhart, Myśli i rozważania, Poznań 2001, s. 19. [11] Ibidem, s. 112; por. Mt 6,31-34. [12] T. Radcliffe, op. cit., s. 139. [13] Cyt. za: Głupota jest grzechem. Św. Tomasz z Akwinu w rozmowie z Hansem Conradem Zanderem, Kraków 2009, s. 68; zob. T. Radcliffe, op. cit., s. 259. [14] Niccolò Machiavelli, Książę, Kęty 2007, s. 90. [15] Thierry-Dominique Humbrecht, Powołanie dominikańskie, s. 51. Autor nie neguje Bożego działania – „Wiele rzeczy dzieje się nie w samym momencie modlitwy, ale z powodu modlitwy” (s. 52). [16] T. Radcliffe, op. cit., s. 136. [17] Cyt za: ibidem, s. 139. [18] Mistrz Eckhart, op. cit., s. 45. [19] Ibidem, s. 113; zob. także T. Radcliffe, op. cit., s. 221-223. [20] Humbrecht, op. cit., s. 51. [21] Mistrz Eckhart, op. cit., s. 113. [23] Ibidem, s. 50. Podobny cel – zatracenie własnego ego zakłada buddyzm zen, zob. Erich Fromm, Psychonalaiza a buddyzm zen, [w:] Erich Fromm, D. T. Suzuki, Richard De Marino, Buddyzm zen i psychoanaliza, Poznań 1995. Dojście do takiej akceptacji to efekt podążania długą drogą pracy nad sobą. Świadomy tego zapewne Mistrz Eckhart nawoływał: „Chrystus uczył Apostołów, a przez nich i nas, żebyśmy codziennie się modlili o spełnienie się woli Bożej. A mimo to, kiedy ona przychodzi, kiedy się spełnia, narzekamy!” (Mistrz Eckhart, op. cit., s. 51). Myślę, że ów dominikanin nie zastosował liczby mnogiej przypadkowo.
Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 12:18 O miłość, zdrowie, pomoc, szczęście... blocked odpowiedział(a) o 12:19 O co chcesz,byle by miało pozytywny wydźwięk... O wszystko, ale to marnowanie czasu, gdyż Bóg nie spełni twoich życzeń, bo nie istnieje. Nie ma czegoś takiego, jak byt spełniający życzenia. Tylko my sami jesteśmy odpowiedzialni za swój los i realizację marzeń (o ile są realne), a proszenie o to bytów, których istnienie jest niepewne, jest przejawem naiwności i lenistwa. O wszystko, czego potrzebujesz :) blocked odpowiedział(a) o 13:57 Proś Boga o duchowe potrzeby. Między innymi potrzeby miłości... EKSPERTpiotrżar odpowiedział(a) o 14:32 Mat. 6:9-13: „Macie więc modlić się w ten sposób: ‚[1] Nasz Ojcze w niebiosach, niech będzie uświęcone twoje imię. [2] Niech przyjdzie twoje królestwo. [3] Niech się dzieje twoja wola, jak w niebie, tak i na ziemi. [4] Daj nam dzisiaj naszego chleba na ten dzień; i [5] przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczyliśmy winnym wobec nas. I [6] nie wystawiaj nas na pokusę, ale nas wyzwól od niegodziwca’”. (Warto zaznaczyć, że pierwszeństwo należy się imieniu i zamierzeniu Bożemu).Ps. 25:4, 5: „Daj mi poznać twe drogi, Jehowo; naucz mnie ścieżek twoich. Spraw, bym chodził w twojej prawdzie, i ucz mnie, bo ty jesteś Bogiem mego wybawienia”.Łuk. 11:13: „Jeżeli więc wy, chociaż jesteście niegodziwi, umiecie dawać swym dzieciom dobre dary, o ileż bardziej Ojciec w niebie da ducha świętego tym, którzy go proszą!”1 Tes. 5:17, 18: „Nieustannie się módlcie. W związku ze wszystkim składajcie podziękowania”.Mat. 14:19, 20: „[Jezus] wziął te pięć chlebów oraz dwie ryby i patrząc w niebo, wypowiedział błogosławieństwo, a połamawszy chleby, rozdawał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Wszyscy więc jedli i się nasycili”.Jak. 5:16: „Módlcie się jedni za drugich”.Mat. 26:41: „Czuwajcie i wciąż się módlcie, żebyście nie wpadli w pokusę”.Filip. 4:6: „O nic się nie zamartwiajcie, ale we wszystkim niech wasze gorące prośby zostaną przedstawione Bogu w modlitwie i błaganiu wraz z dziękczynieniem”. $Hot$ odpowiedział(a) o 12:59 o co chcesz byle było to coś pozytywnego :D EKSPERTXdm odpowiedział(a) o 15:31 O to, co Ci serce podpowiada. Boga tyle osób prosi, a on dalej nie słucha... Nie ma serca? Czy może po prostu nie istnieje? Jakby istniał to na świecie było by inaczej. rw74 odpowiedział(a) o 15:12 Można prosić o wszystko, o co tylko zechcesz. Bogowie i tak nie istnieją. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Bóg nas kocha. Zrozumienie tego faktu leży w samym centrum naszej wiary. Można rozumieć to zdanie, jednak nie przyjmować jego przesłania. Jeszcze zbyt wielu chrześcijan postrzega Boga jako abstrakt, Kogoś (lub Coś) dalekiego, niemającego wpływu na ich życie. Jak to możliwe, że Bóg wysłuchuje moich modlitw, skoro naraz modli się do Niego kilka miliardów ludzi? Dlaczego Bóg miałby się mną interesować? Czy rzeczywiście jestem dla Boga ważny, skoro moje prośby nie znajdują wypełnienia? Może się w nas pojawiać wiele pytań, które zdradzają, że wiara w miłość Boga do nas nie jest taka pewna, jak byśmy chcieli. Bóg nas kocha. Zostawił nam w świecie wiele porównań, które to tłumaczą i przypominają. Bóg nas kocha, jak ojciec kocha swoje dziecko. Dlatego Jezus uczy apostołów modlitwy, która zaczyna się od słowa „Ojcze”. Kochający tata zrobiłby dla dziecka wszystko. O ile byłoby to dla niego dobre. Nieraz po wielu latach rozumiemy, że to, co robił dla nas tata, było dobre. Na przykład jego wymagania, kary i nakazy. Kiedy byłem dzieckiem, mogłem się wściekać, że ojciec tak wysoko stawiał mi poprzeczkę. Teraz mogę za to dziękować, bo to był przejaw prawdziwej miłości do mnie. Dlatego Jezus uczy nas, o co mamy prosić Boga. Niech będzie święte Jego imię. Imię dla ludzi starożytności to istnienie – każdy ma poznać, że Bóg istnieje i zasługuje na wszelką chwałę. Niech przyjdzie Twoje królestwo – nie chcemy mieć króla innego niż Ty! Chleba nam dawaj – tego, co niezbędne do przeżycia. Przebacz nam grzechy i nie dopuszczaj do nas pokus. To prośby z naszej nędzy – chociaż Bóg przebacza, to należy Go o przebaczenie prosić. Chociaż Bóg nie kusi, warto Go o obronę w pokusach prosić. Warto porównać to, o co uczy prosić Jezus, z tym, o co my prosimy. Bądź, Panie, dla wszystkich ludzi ważny, stawaj się tym, który panuje w ich sercach. Dawaj mi tego, co niezbędne do życia – tyle, ile potrzebuję, resztę oddaję Tobie. I daj mi dar przebaczenia – Ty mi przebaczaj i dawaj mi siłę do przebaczania innym. Pomagaj mi w pokusach, bo jestem bardzo słaby. Jedna uwaga na koniec. Mamy być wytrwali na modlitwie. Kiedy o coś prosimy, to nie ma być to jak złożenie podania w urzędzie (zostawiam dokument i czekam na odpowiedź), ale bardziej jak szturmowanie zamku (ile razy trzeba taranem walnąć w bramę, żeby drgnęła?). Nie chodzi o to, żeby Boga przekonać, że nam coś jest potrzebne (chociaż ta analogia z relacji z ludźmi, że nieraz trzeba się namęczyć, żeby kogoś do czegoś skłonić, jest pomocna). Wytrwała modlitwa ma nas zmieniać i uczyć nas doceniać to, co dobre. Jezus długo przebywał na modlitwie, szczególnie kiedy miał zrobić coś ważnego. My też nie oszczędzajmy na naszej relacji z Bogiem. ks. Jakub SędekAutor jest wikariuszem parafii św. Kazimierza Królewicza w Kobyłce Więcej:
o co można prosić boga