Walerian przyjął chrzest z rąk św. Urbana. Wróciwszy do Cecylii znalazł ją w sypialni rozmawiającą z aniołem. Anioł trzymał w ręce dwa wieńce z róż i lilii i podał jeden z nich Cecylii, a drugi Walerianowi, mówiąc przy tym: ''Strzeżcie tych wieńców nieskalanym sercem i czystym ciałem, ponieważ przyniosłem je dla was z raju Bożego.
nie świata i osób w nim działających. Ponieważ w tym wieku dziecko nie jest zdol ne do samodzielnego przemieszczania się, warto skorzystać ze specjalnej podpory, w kształcie małego siodełka umieszczanej na pasku. Michałek (0;7) z mamą82. Michałek (7 miesięcy) bardzo lubi, gdy mama opowiada mu o wszystkim, co chłopiec widzi.
۱۹۲ views, ۴ likes, ۱ loves, ۰ comments, ۶ shares, Facebook Watch Videos from Skrzydła Małgorzata Werner Centrum Wysokich Wibracji: Jak śpiewała Kora:
70. rocznica urodzin Kory. Znasz piosenki, jakie śpiewała z Maanamem? Kora, a właściwie Olga Sipowicz (primo voto Jackowska) urodziła się 8 czerwca 1951 r. w Krakowie, a zmarła 28 lipca 2018 r. w Bliżowie. Jest uznawana za jedną z najwybitniejszych polskich wokalistek, a jej kariera nieodłącznie wiąże się z zespołem Maanam
partita » zespół, z którym śpiewała Alicja Majewska. partita » historia, muzyka. partita » dawne określenie suity. partita » muzyka. partita » grupa wokalna powołana do życia w 1966 r. partita » grupa wokalna założona w latach 60. (”Kiedy wiosna buchnie majem”) partita » inaczej suita. partita » suita. partita » suita XVIII w
Provided to YouTube by Parlophone PolandKrakowski spleen (2011 Remaster) · MaanamNocny Patrol (2011 Remaster)℗ 1984, Digital Remaster 2011 The Copyright in t
. Data utworzenia: 28 lipca 2020, 5:56. Dziś mija druga rocznica śmierci Kory. Jej siostra ujawnia, że w ostatnich słowach przed śmiercią gwiazda przywołała swojego ukochanego zmarłego brata Tadeusza. Anna Kubczak zdradziła Faktowi jaką kobietą prywatnie była wokalistka Maanamu, jak wyglądała ich więź i jaką magię artystka rozsiewała wokół siebie. Kora Foto: Kapif Dziś mijają dwa lata od śmierci pani siostry Olgi. Czas leczy rany? Oleńka jest cały czas przy mnie. Czuję to bardzo mocno. W myślach rozmawiam z nią i nie ma dnia, abym jej nie wspominała. Ciągle jest żal, że tak szybko odeszła, ale jej energia była tak wspaniała, że to nie zginęło. Jak z kosmosu zjawiła się na ziemi, tak teraz wróciła w swoje strony i tam się spełnia, w innym wymiarze. To jest pocieszające. Poza tym twórczość, którą zostawiła, daje mi ukojenie. Da się pogodzić z odejściem tak bliskiej osoby? Przemijanie jest istotą życia i każdy musi się pogodzić z odejściem bliskiej osoby, ale to nasza pamięć czyni ja nieśmiertelną, a twórczość, którą zostawiła moja siostra daje mi ukojenie. Zobacz także A śni się pani czasami? Miewam sny związane z siostrą. One są bardzo realne, ale często symboliczne, wydaje mi się, jakby Ona czuwała nade mną. Często odwiedza pani grób Kory na Powązkach? Gdy przyjeżdżam do Warszawy, to zawsze jestem na Powązkach. I za każdym razem widzę przy grobie Oleńki grupki osób, nieraz nawet z przewodnikiem. Być może w programach wycieczek jest odwiedzanie grobu Kory? W sumie jest to miłe, że ludzie o Niej pamiętają. Widać, że to co robiła siostra, to co tworzyła, nadal budzi żywe zainteresowanie u Polaków. Myśli pani, że tam, gdzie Ona teraz jest, jej lepiej, lżej? Moja siostra kochała życie, tu na ziemi. Wierzę, że Jej energia tworzy być może jakiś byt we wszechświecie i tam tworzy poezję, śpiewa i maluje te swoje piękne Madonny i jest szczęśliwa! Przecież śpiewała:- „Mówią, że miłość mieszka w niebie”. To jest bardzo abstrakcyjne. Ale czy tam jest jej lepiej? Myślę, że jej energia wszędzie znajduje miejsce, gdzie może się spełniać. Wierzę w to. Pamięta pani noc, gdy odchodziła Kora? To była noc nadzwyczajna – zaćmienie księżyca. Wiele osób mówi, że gdy umierała, były niezwykłe zjawiska w przyrodzie, a niebo było rozświetlone. Odeszła nad ranem. Tej nocy była magia. To musiało być trudne przeżycie... Byłam w Bliżowie na Roztoczu w ostatnim tygodniu jej życia. Byłam przy niej, gdy odchodziła. Ona była już nieprzytomna, ale był taki moment, była noc, trzymałam ją za rękę i ona nagle podniosła głowę, popatrzyła na mnie i powiedziała bardzo wyraźnie: „Oni tu są, Tadziu”. Tadzio to był nasz brat, który rok wcześniej zmarł. Widziała tych naszych zmarłych z rodziny, a to było na dwa dni przed jej śmiercią. Zastanawiałam się, jak mam to rozumieć? Towarzyszenie bliskiej osobie w odchodzeniu – zmienia perspektywę, spojrzenie na własny koniec? Obie chorowałyśmy na raka. Ja innego typu, ale też chorowałam. Miałam więcej szczęścia, bo już 10 lat minęło i żyję. Jak mówi moja lekarka - jestem wyleczona. Uważam, że kobiety, które mają obciążenia genetyczne, jak my obie z Oleńką - rakiem narządów kobiecych, to gdy pojawiają się niepokojące, powtarzające się niedyspozycje w organizmie - ból, dyskomfort - to koniecznie muszą poddawać się kontroli okresowej. Nie ma innego wyjścia. Potem jest za późno. U Oleńki było to już czwarte stadium, a z niego już się w zasadzie nie wychodzi. Kobiety powinny dbać i myśleć o sobie. Jaką siostrą była Kora? Bardzo czułą. Jestem starsza od niej o siedem lat. Trochę jej matkowałam, a ona lgnęła do mnie, bo potrzebowała czułości. Miałyśmy bardzo żywy kontakt ze sobą, zwłaszcza gdy byłyśmy już dorosłymi kobietami. Latem przyjeżdżała do swojej hacjendy nad jeziorem nawet na kilka miesięcy. Wówczas rozmawiałyśmy całymi godzinami. Jak się wyprowadziła na Roztocze, to prawie codziennie rozmawiałyśmy. Do tej pory nie wykasowałam jej numeru w komórce. Czy trudne dzieciństwo w sierocińcu zbliżyło was? W 1955 roku nasza mama zachorowała na gruźlicę, prątkowała. Wyjechała na leczenie do Zakopanego i była tam rok. Tylko najstarszy 12-letni brat został w domu z ojcem. Pozostałe dzieci, a było nas czworo, trafiły do placówek opiekuńczych. Oleńka, wówczas czterolatka, i ja trafiłyśmy do Jordanowa, do domu dziecka Caritasu. Ja miałam już 11-lat i rozumiałam sytuację oraz konieczność izolacji od mamy. Co tam się działo? Mnie było łatwiej, ale Oleńka przeżyła wówczas wielką traumę. Wyrwana z bezpiecznych ramion mamy trafiła wprost do sierocińca. Ja byłam w starszej grupie, nie ułatwiano mi kontaktu z młodszą siostrą. Po latach myślę, że byłam tam przeznaczona do zakonu i to powodowało takie okrutne postępowanie zakonnic. Zależało im, żeby zerwać więzi siostrzane, żeby się one nie rozwijały. A Oleńka bardzo mnie wtedy potrzebowała. Pamiętam kilka smutnych chwil. Buntowałam się, rzucałam się na zakonnicę, która uderzyła Oleńkę. A potem mnie za to ukarano. Jak paniom udało się przetrwać to piekło? Ja przetrwałam, bo byłam starsza i już wiele rozumiałam. Ale Oleńka nie rozumiała tego co się dzieje. Nie miała żadnego oparcia, była izolowana ode mnie. Przecież czteroletnie dziecko nie rozumie takiej sytuacji, tęskni za bliskimi, za rodziną. Szczególnie tęskniła za mamą i to miało ogromy wpływ na jej dalsze życie. Czy Kora od dziecka zapowiadała się na wielką artystkę? Pamiętam, że jak przyszła na świat, była śliczna. Była też bardzo uzdolniona. Nasza mama miała piękny, mocny głos i ona ten dar odziedziczyła po niej. Jako dziecko brała udział w konkursach piosenki dziecięcej w Krakowie i tam doceniano jej talent. Oleńka uczyła się też gry na mandolinie. Od dziecka pochłaniała książki. Literatura ukształtowała jej inteligencję i wszechstronną wiedzę. Dzięki niej posługiwała się pięknym słowem. Przywiązywała ogromną wagę do słowa mówionego i zawsze pięknie wyrażała swoje myśli. Dodam, że nasza noblistka Olga Tokarczuk, w jednym ze swoich wywiadów wspominała, że wielki wpływ na nią miała Kora. Znały się, odwiedzały i ceniły. Oleńka była dzieckiem starszych już rodziców. Mama, gdy ją urodziła, miała 43 lata, tatuś 54. Tak się zdarza, że z takich związków rodzą się nadzwyczajne dzieci. Lubi pani słuchać jej piosenek? Uwielbiam i cenię zespół Maanam, jest jedyny w swoim rodzaju. Tandem twórczy Marek Jackowski i Kora stworzył cudowne utwory. Wspominając Korę, nie można nie wspomnieć muzyki Marka. Oni ze sobą fantastycznie współpracowali. Powstawały perełki. Kocham teksty Kory. Wszystkie jej płyty, które mam, są z jej dedykacjami. A „Szał niebieskich ciał”, „Krakowski spleen” czy „Łóżko” to teksty ponadczasowe, to będzie w kanonie światowych evergreenów. A czyta pani wiersze Kory? Oczywiście i czynię to z wielką przyjemnością. Mam ostatnie wydanie książki z twórczością siostry – „Miłość zaczyna się od miłości”. Dałam do tego zbioru kilka rękopisów, z lat 80 - tych, które przesłała mi w liście. Był to dla niej trudny czas. Czuła się samotna, pisała więc do mnie listy. W jednym z nich znalazły się trzy teksty, które nigdzie wcześniej nie były publikowane „Kocham Cię kochanie moje”- w trochę innej wersji, „Elektrospiro kontra Zanzara”, i jeszcze jeden tekst bez tytułu , który niestety nie znalazł się na żadnej płycie, a szkoda bo moim zdaniem jest bardzo dobry i pogodny. Co w tych tekstach pani odnajduje? Moją siostrę, Jej uczucia, stany, przeżycia. Nie o wszystkim się mówi. Słuchając Jej utworów czułam i domyślałam się jakie przeżycia wiązały się z tekstem. Bywało, że siostra radziła się pani w jakichś sprawach? Tak. W sprawach praktycznych. Gdy napisała kolejny utwór, byłam pierwszą osobą, do której dzwoniła, i czytała mi go. Akceptowałam jej twórczość i byłam nią radziła się też mnie w sprawach kulinarnych. Mówiła, że gotuję jak nasza mama. Siostra nie korzystała z książek kucharskich, to ja byłam dla niej autorytetem w sprawie gotowania. Nieraz dzwoniła z Roztocza, mówiąc, że ma produkty i pytała, co z nich można zrobić, a potem rozmowa przechodziła na inne tematy. Bardzo mi tych rozmów brakuje. Kora lubiła malować Madonny. Ma je pani od niej? Oczywiście. Mam dwie Madonny. Jedna jest z 1994 roku, a druga z 2005 roku. Dostałam te Madonny na urodziny z dedykacją. Wiem, że były i są dalej obiektem zachwytu wielu ludzi. Oleńka kupowała gipsowe surowe rzeźby Madonn, a potem je kolorowała. Inspiracją był jej pobyt w Meksyku. Ten kraj zachwycił Ją kolorami. Oleńka kochała malarstwo. Uwielbiała styl Fridy Kahlo. Myślę, że taka fascynacja malowaniem znalazła u niej ujście w malowaniu Madonn. Każdy, kto ma taką Madonnę Kory - uważa, że ma skarb. W ostatnich latach Kora malowała różne miniaturki, nawet pudełka, zwierzęta: pieski, kotki, czy kamienie. Przepięknie malowała. Miała inne hobby? Tworzyła makramy, robiła piękne rzeczy na drutach – swetry, suknie. Była naprawdę wszechstronnie utalentowana. Miała też duże zdolności aktorskie, genialną dykcję i słuch. Urządzała pięknie swoje domy i ogrody. Projektowała swoje stroje – była to naprawdę istota z kosmosu. Jestem dumna, że była moją siostrą. Ma pani kontakt ze szwagrem Kamilem? Jak pani przyjęła, że u jego boku pojawiła się nowa kobieta? Jestem z nim w stałym kontakcie. Moja siostra darzyła go bezwarunkowym uczuciem i ja to szanuję. Każdy ma prawo do szczęścia. Samotność nie jest dobrym wyborem, dlatego jego nowego związku nie oceniam krytycznie. Pragnę tylko, aby szanował pamięć mojej siostry i chronił jej dorobek twórczy. Rozmawiała Agnieszka Szmidt W tym domu Kora spędziła ostatnie dni Kora ma nowy, piękny grób Sipowicz pokazał nieznane zdjęcia Kory /7 Anna Kubczak JUSTYNA ROJEK / East News Anna Kubczak opowiedziała Faktowi o ostatnich chwilach Kory /7 Grób Kory Tomasz Ozdoba / Dwa lata temu Kora spoczęła na warszawskich Powązkach Wojskowych. W ostatniej drodze towarzyszyły jej tłumy. Jej grób zawsze jest pełen kwiatów i światełek /7 Anna Kubczak z Korą . Anna Kubczak, siostra Kory w rozmowie z Faktem przyznała, że choć od śmierci ukochanej Oleńki minęły 2 lata, nadal nie potrafi pogodzić się z jej brakiem /7 Anna Kubczak z Korą . Wokalistka radziła się starszej siostry Anny i uwielbiała spędzać z nią czas. Wspólne, letnie czy zimowe wakacje nie należały do rzadkości. /7 Kora z siostrą . Kora miała w sobie tyle energii i magnetyzmu, że dla bliskich wydawała się istotą nie z tego świata. Magię potrafiła także stworzyć na scenie /7 Kora Kapif Mijają dwa lata od śmierci Kory /7 Anna Kubczak Aleksander Majdański / Anna Kubczak na pogrzebie Kory Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:
Wcześniej hipiska, która ze swoją grupą zamieszkiwała w 1975 r. jaskinie pierwszych chrześcijan w Grecji – od czasu występu w Opolu emanowała i prowokowała punkowym wizerunkiem. Podczas sierpniowych strajków śpiewała z Maanamem w fabryce traktorów w Ursusie. Krakowska intelektualistka Dla nastoletnich fanów rocka była piosenkarką, celebrytką, bohaterką skandali, może jeszcze poetką rocka - a przecież na jej biografię złożyła się cała tradycja polskiej kultury XX wieku z Galicją i Krakowem w tle. Jej mama pochodziła ze Stanisławowa, a mieszkała we Lwowa, zaś tata z Buczacza, oboje mówili z charakterystycznym zaśpiewem. Zadziornej rockowej wokalistce dało to znajomość szlagierów międzywojnia. Zaśpiewała je kilkanaście lat temu na solowej płycie „Kora Ola Ola”: przedwojenne tanga, piosenki Mieczysława Fogga, Jerzego Petersburskiego, Wandy Warskiej. Ale już przecież na drugiej płycie Maanamu „O!” wykonała przebój Kiepury "Ninon". Mało kto wiedział o co chodzi. Czytaj także: Marsz Maanamu na szczyt Tango dla matki Z całą mocą podkreślała swój inteligencki i intelektualny status. Wychowała się na mitach greckich opisanych przez Parandowskiego - stąd jej pseudonim artystyczny. Grecka Kora, a w Rzymie Persefona - przedstawiana była jako groźna, zasiadająca u boku męża Hadesa władczyni podziemi, z pochodnią lub makiem w ręku. I była groźna, stanowcza. Potrafiła zmiażdżyć choćby spojrzeniem. Nie obca była jej opera. Przypominała, że już jako ośmioletnia dziewczynka widziała "Otella". Wiele dało jej obcowanie z kabaretem Piwnica pod Baranami, gdzie poznała Krystynę Zachwatowicz, dojrzewanie na spektaklach Starego Teatru, Tadeusza Kantora, Krystiana Lupy, na performansach Jerzego Beresia. A także małżeństwo z Markiem Jackowskim, z którym założyła Maanam. Wcześniej grał w Anawie Marka Grechuty i tworzył Osjan, odkrywający dla Polaków muzykę etniczną. Była poetką również dlatego, że nieustannie pochłaniała książki. „Boskie Buenos” było cytatem z Cortazara. Obcowała ze środowiskiem filozofów, psychologów – pracowała również jako psychoterapeutka, kochała ciągłe dysputy o buddyzmie. Do tego dochodziła fascynacja Grecją i Indiami. Cztery wódki Tak budowała swoją nową tożsamość jako osoba silnie naznaczona trudnym dzieciństwem w domu dziecka, prowadzonym przez zakonnice. Na całe życie uwrażliwiło ją na hipokryzję i okrucieństwo ludzi Kościoła – także ze względu na przemoc, jaka ją spotkała, a i doświadczenie pedofilii, co ujawniła dekadę temu. Gdy się z nią rozmawiało, czuć było wielki żal do ludzi Kościoła, za to co robią i jacy bywają: nietolerancyjni, zamknięci. Jednocześnie wskazywała wśród swoich przewodników życiowych Jezusa. A i Sokratesa. Właśnie w domu dziecku występowała po raz pierwszy. Grała w jasełkach, obsadzona w roli Czarnej Kredki, a więc czarnego charakteru. - Występowałam jako ta, która niosła Jezusowi gwoździe do ukrzyżowania – mówiła mi, kreśląc trudne relacje z zakonnicami. Podkreślała, że jej odwaga brała się z poczucia tymczasowości. Dlatego w PRL czuła się wolna duchem. W pierwszych koncertach Maanamu towarzyszył jej i Jackowskiemu Milo Kurtis z powojennej greckiej emigracji. Ale przełomowe było spotkanie z Johnem Porterem, który przez przypadek wylądował w Warszawie i inspirował muzyczne środowisko. Żyła muzyką, ale nie było dla niej żadnej stawki, bo nie przeszła ministerialnego egzaminu. Za występ pobierała gażę technicznego - 400 zł, równowartość czterech flaszek wódki. Punkowe życie Maanam dawał młodym fanom wyzwolenie z szarości PRL, co opisywały „Szare miraże”, ale kulisy małżeńskiego życia Jackowskich przypominały piekło. Tułali się z dwójką dzieci i żyli na walizkach. Po koncertach trafiali na tak zwany dołek, gdzie późną nocą bawili się muzycy Lady Pank, TSA, Oddziału Zamkniętego, ale także cinkciarze, tajniacy, prostytutki. Przed blokiem, gdzie mieszkała, stały tabuny fanów. - Pisali po ścianach słowa uwielbienia, a ja tłoczyłam się z dwójką dzieci w kilkudziesięciometrowym mieszkanku na parterze – opowiadała mi. - W końcu dozorczyni przypięła pinezkami kartony do ściany i podpisała: „Tu pisać do pani Kory". Wcześniej było jeszcze gorzej. Przecież pod koniec lat 70. mieszkaliśmy z dwójką dzieci w squacie. To był prawdziwy punk! Rozpad Maanamu W orwellowskim 1984 roku Maanam odmówił udziału w koncercie, którego gośćmi byli wszyscy pierwsi sekretarze krajów RWPG. Grupa została objęta zakazem występów. A jednocześnie wydawała płyty na Zachodzie i zapełniała sale w Niemczech i Holandii. - Graliśmy też na wielkim festiwalu Roskilde – mówiła mi. - Mieliśmy fankluby, występowaliśmy w najlepszych salach i produkcjach telewizyjnych. Te wyjazdy przywracały nam poczucie godności, bo Polsce nie było nic i nic oficjalnie nie można było kupić. Nawet pieluszek dla dzieci! W końcu padła propozycja, żebyśmy zostali w Niemczech. Za późno. Byliśmy totalnie zmęczeni. Koncertowanie było jak dragi. Wyniszczało nas. Nie umieliśmy wypoczywać. Trzeba było zawiesić działalność. Gdyby nie dzieci i konieczność zajęcia się nimi, a potem wsparcie Kamila Sipowicza, chyba bym umarła ze zmęczenia na scenie. Róża sukcesu Powróciła z Maanamem na początku lat 90-tych, gdy uporządkowała sprawy zespołu, w tym wydawnicze, w czym pomógł właśnie życiowy partner Kamil Sipowicz, filozof, poeta. Firma Kamiling Co wydała przełomowy album „Derwisz i Anioł", zaś „Róża" z 1994 roku sprzedała się w ponad 350 tys. egzemplarzy. - Te dwie płyty przyczyniły się do mojego skoku materialnego – mówiła z poczuciem stabilizacji. Poznaliśmy inną Korę. Jej wewnętrzne sprzeczności i bogactwo wyrażało się w tym, że była perfekcyjną punkową damą oraz krakowianką na warszawskich salonach. Stała się gwiazdą plenerowych koncertów. Ale, gdy Marek Jackowski wyprowadził się do Włoch, zbliżał się nieuchronny koniec wielkiego zespołu. Przez długie lata jego fenomen polegał na tym, że liderzy drażnili się - Kora mówiła, że małżeństwo, a potem muzyczne partnerstwo przypominało sytuację „psa w kurniku”, a jednocześnie tworzyli jak nikt inny. Ona pisała najpierw wiersze, o on potem wydobywał z nich muzykę. On był spokojny, wyciszony, odzywała się w nim natura wykształcona w ciszy mazurskich jezior i lasów, a ona dynamiczna, nawet bezwzględna, wymagająca. Chciała zmian, od muzyków żądała odpowiedniego wyglądu. I na tym tle Maanam rozpadał się. Początek końca nastąpił, gdy liderzy pozbyli się muzyków towarzyszących im od płytowego debiutu. - Świat się zmienia, ja się zmieniam – mówiła mi Kora. – Chciałabym mieć znowu punkowy nastrój, ale czasy, gdy jeździliśmy po Polsce dla sławy, chwały, prawie za darmo – należą do przeszłości. Bliżej Kresów Temperament Kory widzieliśmy w talent-show „Must Be the Music", gdy piorunującym spojrzeniem jurorki zniszczyła młodego człowieka, gdy powiedział, że „Oprócz błękitnego nieba” to hit Golden Life, a nie Maanamu. Dała znać o sobie Kora, której w mitologii dziećmi były mściwe Erynie. W perypetiach artystki wyrażały się też problemy naszego życia społecznego. Korę przesłuchiwała policja, gdy na adres jej willi przyszła przesyłka z trawką zaadresowane na… psa gwiazdy i Kamila. Gdyby nie status artystki afera „z psem Kory” skończyłaby się źle. Podobnie mogło być, gdy domagała się dla siebie i innych drogiego lekarstwa na nowotwór. Gdy wydawało się, że wszystko wraca do normy - mieszkała na Roztoczu, gdzie czuła się blisko Kresów, a więc miejsca urodzin rodziców. Zilustrowała książkę Kamila o ich zwierzakach. - Najlepiej się czuję, gdy jestem z moją rodzinę, w słońcu, kiedy patrzę na świat, gdy słucham muzyki. I gdy maluję. To jest dla mnie bezcenne. W lutym nagrała z Glacą piosenkę „Człowiek”. Przypomniała swój wiersz „Krakowski spleen” i refren:„Czekam na wiatr, co rozgoniciemne skłębione wtedy na razze słońcem twarzą w twarz”. Ciemne, skłębione zasłony nie dały się rozgonić. Teraz zdamy sobie do końca sprawę, jak bezcenna była dla nas twórczość i osobowość Kory.
Kora wyprzedzała swój czas. Żyła jak chciała, kochała po swojemu. Nie liczyła się z konwenansami i tym, co ludzie powiedzą. Jej teksty i manifesty wpływały na nas silniej niż głos mędrców. Jej wybory gorszyły albo budziły zazdrość. Kora była inna niż kobiety z jej pokolenia; buntownicza, niezależna, bezkompromisowa. Ukazała się biografia "Słońca bez końca". Jej autorka portretuje dla nas Korę mniej znaną. Opole 1980 - legendarny występ Maanamu i Kory Opole, rok 1980, festiwal piosenki. Alicja Majewska śpiewa tęsknie: „Bo męska rzecz być daleko...”, Zdzisława Sośnicka melancholijnie: „Bo Julia i ja”. Po nich na estradę wpada szczupła nieznana dziewczyna i krzyczy do mikrofonu: „Serdecznie witam, panie dziennikarzu...”. Opolska publiczność zachwycona, Kora z Maanamem bisuje kilka razy. Pamiętam, jak przeskakiwała przez ławki, biegnąc na scenę w czasie prób. Patrzyłam z zazdrością na jej długie nogi w białych dżinsach. Wszystko w niej było zachwycające: wygląd, wokal, brzmienie! – tak Maryla Rodowicz wspomina pierwsze spotkanie z Korą. Wyglądała i śpiewała inaczej. Myślała też niezależnie. „Z podróży po Tybecie wróciła w duchowym uniesieniu – wspomina Marcin Szczygielski, pisarz, który był jej sąsiadem. – Na domu Kory wisiał transparent «Free Tibet», a ona starała się żyć zgodnie z buddyjskimi ideałami – bez agresji, z wyrozumiałością dla wszystkich istot. Raz zobaczyła, że nieznajomy mężczyzna w garniturze ogląda jej samochód. Wyszła na ganek w buddyjskim stroju i z uśmiechem zapytała: «Dzień dobry, jak mogę panu pomóc?». Gdy usłyszała: «Jestem komornikiem, przyszedłem zająć pani auto», w sekundę straciła buddyjski spokój i wrzasnęła: «Spier…!». Okazało się zresztą, że komornik pomylił adres, ale opowieść «o buddyjskim podejściu Kory do życia» długo krążyła wśród znajomych”."Kora nie pozwalała się wikłać w żadne układy. Nie każdy artysta miał wtedy taki charakter"O nieprzewidywalności Kory mówi wiele osób, które ją znały. Mariusz Szczygieł zapamiętał autoryzację wywiadu: „Dziecko, ty nie masz pojęcia o pisaniu! Ja powiedziałam, że moją idolką była Demarczyk? Ja?! Moim idolem może być wyłącznie Jezus Chrystus!” – strofowała zmieszanego autora, który pamiętał, że w rozmowie przecież mówiła o Demarczyk. Marcin Szczygielski, przy okazji głośnej sesji dla „Playboya” w 1999 roku, też przekonał się, że z Korą nie ma żartów. Ówczesny redaktor naczelny Tomasz Raczek namówił artystkę na rozebraną rozkładówkę. Zwykle pozowały na niej młode gwiazdki. On chciał pokazać, że dojrzała kobieta może pięknie wyglądać nago. Kora była pod pięćdziesiątkę. Zgodziła się. Lubiła prowokować, być pionierką. Wyrafinowana czarno-biała sesja w stylu Kabaretu wyszła rewelacyjnie. Wszyscy w redakcji spodziewali jej zachwytów, a ona... spojrzała na zdjęcia i rzuciła nimi przez cały pokój. Kazała nam zmienić wszystko! – wspomina sesję dla Playboya Szczygielski. A na co dzień jej stosunek do nagości był swobodny. Hanna Bakuła pamięta, jak w 1987 roku malowała przyjaciółkę na podwórzu przed letnim domkiem na wsi: „To była wariacja na temat kuszenia św. Antoniego. Oczywiście kusiła Kora – opowiada malarka. – Czarna koronkowa bielizna, zmysłowy pas do pończoch, kapelusz z dużym rondem – to był cały strój. Stała w tym luksusowym negliżu przy płocie kilka godzin. Mój leciwy ojczym podlewał trawnik tuż koło niej; traktory, furmanki, rowery krążyły tam i z powrotem obok płotu. Wszyscy nagle mieli coś pilnego do zrobienia w pobliżu. Kory to nie ruszało”. Bakuła, która przyjaźniła się z wokalistką Maanamu przez lata, uważa, że Kora tylko publicznie pokazywała szorstką stronę. Zwłaszcza wobec ludzi, którzy jej się nie podobali: „Robiła wrażenie, jakby była z żelaza. Ci, którzy znali ją blisko, wiedzieli, że była z tiulu”.Marek Niedźwiecki podziwiał i jej wrażliwość, i bezkompromisowość: „W latach 80. dostałem telefon od dyrektora Legowicza, żeby wykasować Maanam z Listy Przebojów Trójki, bo Kora nie chciała wystąpić w Sali Kongresowej dla «przyjaciół» ze Związku Radzieckiego. Władza karała ją za niesubordynację. Na Liście były aż trzy jej przeboje! Wybrnąłem tak, że gdy dochodziłem w notowaniach do miejsca z utworem Maanamu, grałem tylko charakterystyczne werble, które rozpoczynają To tylko tango, nie mówiąc, że to Maanam. I tak wszyscy wiedzieli. Kora nie pozwalała się wikłać w żadne układy. Nie każdy artysta miał wtedy taki charakter”.Lubiła, gdy inni podzielali jej wyraziste poglądy. „Nie zmuszała nikogo do zmiany stanowiska, ale potrafiła tak przekonywać, że szło się za nią jak w dym” – śmieje się przyjaciółka Kory, filozofka Magdalena Środa. Kora raz ją skarciła, że nie zna cenionej przez nią pisarki: „Munro nie przeczytałaś? No, żartujesz! Jak możesz jej nie znać?!”. Pani profesor kupiła więc audiobooki Alice Munro i słuchała w podróżach. Inny przykład: Kora zobaczyła na „National Geographic” film o alpakach, zakochała się w nich i natychmiast kupiła dwa egzotyczne zwierzaki, żeby je hodować w ogrodzie. Żarliwie namawiała na ich hodowlę nie tylko profesor Środę, ale i inną przyjaciółkę, ekonomistkę Henrykę Bochniarz: „Tak przekonująco snuła plany, jak to będziemy miały kołdry i swetry z wełny własnych alpak, że znalazłam już nawet speca od gręplowania wełny i panie, które miały te swetry dla nas robić! Poważnie zastanawiałam się nad zakupem alpak, gdy przyszła od Kory wiadomość, że zdemolowały jej ogród. I... nigdy więcej alpak!”. Magda Środa opowiada też, jak Kora zadzwoniła do niej i wykrzyczała bez wstępu: „Magda, już nie mogę wytrzymać zniewolenia w tym kraju! Jadę do Meksyku, tam jest wolność!”. Poleciała. W samolocie siedziała ze swoim psem Ramoną na kolanach. Gdy stewardesy poprosiły, by – zgodnie z przepisami – schowała psa do kontenera, wyzwała je od faszystek. Po wylądowaniu w Meksyku odkryła, że panuje tam epidemia roznoszona przez psy i do żadnego hotelu jej z Ramoną nie wpuszczono. Od razu kupiła bilet powrotny. Jeszcze z lotniska zadzwoniła: „Magda, pier… ten Meksyk. Polska to jest wolny kraj!”. Trudne dzieciństwo Kory i "pięć strasznych lat" w sierocińcu w JordanowieW Korze była dwoistość: rzadko opuszczała gardę, a jednak miała w sobie pokłady czułości. Tak ukształtowało ją trudne dzieciństwo. Urodziła się w 1951 roku jako piąte dziecko Emilii i Marcina Ostrowskich. Lubiła mówić o sobie, że jest dzieckiem słońca, choć ono nie docierało do sutereny, w której w siedem osób zajmowali wspólny pokój. Nie było łazienki. Olga pamięta wieczorną kąpiel w misce za parawanem, żeby bracia nie podglądali. Matka myła ją, polewając letnią wodą. Gdy zachorowała na gruźlicę, czteroletnia Olga z rodzeństwem trafiła do sierocińca w Jordanowie u sióstr prezentek. Chory starszy ojciec nie miał sił, by opiekować się dziećmi. „Spędziłam tam pięć strasznych lat” – powie po latach. W autobiografii opisze okrucieństwo zakonnic, które karały za najdrobniejsze nieposłuszeństwo. I figurkę Madonny w ogrodzie, do której uciekała, gdy tęsknota za matką stawała się nie do zniesienia. Jako dorosła artystka malowała na kolorowo gipsowe figurki Matki Boskiej. „To symbol matki. Nakłada się na moją własną matkę i na chroniczną tęsknotę do niej. W symbolu Madonny znajduję ukojenie” – powiedziała po latach. Po wyjściu z sierocińca doświadczyła molestowania seksualnego: „Mieliśmy w parafii księdza, mieszkał w jednej z najpiękniejszych willi w dzielnicy. Zapraszał dzieci. Któregoś dnia nachylił się nade mną i wsadził mi język do buzi. Miałam 10 lat!” – wyznała już jako znana artystka. Napisała nawiązujący do tego zdarzenia utwór Zabawa w chowanego. Dekadę później bracia Sekielscy wyprodukowali dokument o pedofilii w kościele pod takim samym tytułem. Mężczyźni życia KoryWażnych mężczyzn w życiu Kory było trzech. Pierwszą miłość przeżyła, gdy dołączyła do rodzącego się w Polsce ruchu hipisowskiego. Miała 17 lat i zakochała się w Psie, czyli Ryszardzie Terleckim. Fascynacja szybko się skończyła. W drodze na pierwszy w Polsce zlot hipisów w Mielnie Olga została Korą, a w maju 1969 poznała muzyka Marka Jackowskiego. Studiował anglistykę i grał z Vox Gentis w krakowskiej Piwnicy pod Baranami. Ona właśnie zdała maturę i pogrążała się w depresji. Jackowski zapamiętał ją z tego okresu jako „śliczną drobną dziewczynę, która siedziała na wzmacniaczu z długimi, rozpuszczonymi włosami”. Gdy Agata Młynarska w programie "Jaka ona jest" zapytała Korę, co było takiego w Marku, że się w nim zakochała, odpowiedziała: „Marek to uczucie u mnie wychodził. On mnie bardzo pokochał, a ja się rozpadałam. Wydawał mi się opoką”. Życie z Markiem Jackowskim nie było łatwe, okazał się mężczyzną z wieloma słabościami. Nie potrafił zapewnić rodzinie stabilizacji. Syn Mateusz pamięta, jak musieli wyprowadzić się do mieszkanka w budynku przeznaczonym do rozbiórki. „Żyliśmy skromnie – wspomina. – Ojciec nie od razu zarabiał na muzyce, więc mama robiła makramy. Utrzymywała z tego dom”. Wszystko się zmieniło, gdy Marek wygrał na loterii samochód syrena i wymienił na bon mieszkaniowy. Jackowscy kupili trzypokojowe mieszkanie w Krakowie. W 1976 roku na świat przyszedł drugi syn Szymon. Miał 10 lat, gdy Kora wyznała mężowi, że jego ojcem jest sąsiad... Kamil Sipowicz. Jak się poznali? Sipowicz wspomina to tak: „Mieszkałem z matką na siódmym piętrze, ona z Markiem i synem na trzecim. Raz wspólny znajomy przyprowadził mnie do nich. Inicjatywa wyszła z jej strony. Byłem wtedy nieśmiałym chłopcem. Miałem 21 lat, ona 23. Kora była moją pierwszą kobietą”. Kiedy Szymon przyszedł na świat, Sipowicz wyjechał do Berlina: „Przestraszyłem się odpowiedzialności. Kobieta, dwójka dzieci. Ja bez mieszkania, za to z matką, która nie cierpiała Kory. Nie sprostałem tej miłości. Paradoksalnie dzięki mojej rejteradzie mógł działać Maanam” – oceni po latach. Ale rozłąka była trudna. Gdy Kamil w końcu wrócił, jej małżeństwo się rozpadło. Kamil Sipowicz czyli "miłość mojego życia"„Lubię mężczyzn, którzy mają osobowość i zdecydowany rys męskości, ale też miękkość i dobroć” – mówiła. O Kamilu powie, że był jej największą miłością, choć amplituda uczuć w ich związku była nieprzewidywalna. „Mój Kamilek, moje kochanie, mój anioł” – mówiła do wieloletniego partnera, w końcu wzięli ślub. Ale gdy ją zdenerwował, robiła mu awanturę bez względu na okoliczności. Agata Młynarska pamięta, jak na planie jej programu Kora przy całej ekipie wyprosiła ze studia Kamila, który przyszedł po rozpoczęciu nagrania. Zapadła niezręczna cisza, więc powiedziała jeszcze nonszalancko: „Mamy dwie sypialnie. Chyba się nie spodziewasz, że szczęśliwe małżeństwo śpi w tym samym łóżku? Do łóżka trzeba się przygotować jak na scenę, ale wyspać się można tylko osobno!”. Mimo to tworzyli związek symbiotyczny. Przy nim stała się domatorką. Jej domy były niezwykłe. I ten w Warszawie, i na Roztoczu. Nawet gdy w PRL-u królowały meblościanki, jej wnętrza zaskakiwały oryginalnością. „Długo nie mieliśmy tradycyjnego domu z komodami, wersalkami – opowiada syn Mateusz. – Za pierwsze zarobione pieniądze mama kupiła w desie na Grodzkiej empirowy fotel. Nie nadawał się do siedzenia dłużej niż kwadrans, ale jak wyglądał!” Wspomina też beztroskie życie, gdy wyjeżdżali na zagraniczne wakacje albo gdy Kora wracała z tras koncertowych po USA, Niemczech czy Szwecji. Starała się zapewnić synom wszystko, co najlepsze. Druzgocąca diagnoza: rak jajnikaUwielbiała Meksyk, do którego często podróżowała z Kamilem, ale kiedy kupiła dom na Roztoczu, uznała, że to najwspanialsze miejsce do życia. Tam uciekała od gwaru i pędu miasta. Wydawało się, że w końcu poukładała życie według marzeń; miała pieniądze, sławę, sukcesy i miłość. Wtedy usłyszała: „Ma pani raka”. Zamiast szampana w Buenos Aires była chemia w obskurnych szpitalach. Zamiast dalekich podróży kolejne operacje. Choroba jak nieproszony gość wtargnęła do życia Kory. Maria Szabłowska pamięta ten czas: „Miałam audycję Leniwa Niedziela w radiu. To było lato, 2003 rok, właśnie wyszła jej solowa płyta Kora Ola Ola! Przyszła do studia w białej obcisłej sukience. Pomyślałam: Boże, jaka ona wiotka, wygląda jak duch! Tego dnia w przerwie między wejściami na antenę wyznała: «Mam raka». W chorobie była dzielna. Walczyła o to, by olaparib, drogi lek antynowotworowy, był refundowany. Dla siebie i dla innych kobiet. Podobnie jak walczyła o legalizację marihuany – jej przeciwbólowe działanie poznała, gdy była już bardzo chora”.„Do końca chciała być samodzielna i niezależna – wspomina Robert Wróbel, przyjaciel. – Pamiętam, gdy na początku lipca 2018 prowadziłem ją z jednej części domu do innej. Zwykle wtedy asekurowałem Korę, podkładając dłonie pod jej łokcie i z nogi na nogę sunęliśmy powoli jakby w tańcu. Ja tyłem. Czasem trwało to bardzo długo, więc Kora zaczynała śpiewać i było wesoło. Ale wtedy pierwszy raz przejście przez próg stało się wyzwaniem. Zdała sobie sprawę z mojego zakłopotania i powiedziała: „Jak dziecko unieś mnie wysoko! Nie znasz piosenki, którą napisałam? Ty, mój wielki fan?!”. Robert, choć jest twardzielem, popłakał się w otoczeniu najbliższych osób w ukochanym domu na RoztoczuMałgorzata Potocka do końca wierzyła, że Kora wyjdzie z choroby. Była na Roztoczu jesienią 2017 roku, Kora dała jej zioła z ogrodu. „Wiosną przyjadę po następne – żartowałam, jakbym chciała powiedzieć: Kora, wytrzymaj do wiosny, do lata. Rok później umarła” – wspomina Potocka. 27 lipca 2018 media trąbiły: czeka nas najdłuższe od stu lat zaćmienie Księżyca! Przyjaciel Przemek Skiba rozstawił lunetę. Robert Wróbel rozpalił szamańskie ognisko. Dominika Kosmalska, fanka Kory i przyjaciółka, była z nią w chwili śmierci: „W pokoju paliły się świece, panowała cisza. A jeszcze poprzedniego dnia pogoda szalała, łamały się drzewa. Ale tej nocy był już spokój. Kora też była spokojna, słychać było jej cichy, miarowy oddech. Staliśmy przy ognisku, oglądaliśmy zaćmienie Księżyca i zmienialiśmy się przy Korze. Moja warta zaczynała się o trzeciej w nocy i miała trwać do szóstej. Skończyła się pół godziny wcześniej...” 8 sierpnia 2018 roku na Cmentarzu Powązkowskim Korę żegnały tłumy. Kamil Sipowicz we wzruszającej mowie pożegnalnej powiedział: „Była godną przeciwniczką pani śmierci”. Magdalena Środa: „Kora była eksterytorialna jak państwo Watykan. Była radykalna jak Watykan. I jak Watykan bogata wewnętrznie”. Jerzy Buzek zwrócił się wprost do Kory: „Wolność była dla ciebie kluczem do prawdy. I powtarzałaś: Tych dwóch wartości – wolności i prawdy – nie wolno nam nigdy utracić. Bo są fundamentem naszego człowieczeństwa”. Astrolog dr Piotrowski w portrecie astrologicznym Kory napisał: „Kora nie żyje. Zabrały ją planety do siebie. Ale ona jest. Boginie nie umierają”.
Olga Sipowicz „Kora”. Fot. PAP/CAF/Z. Szwejkowski „Stworzyłam sobie bajkę i tak teraz żyję” – mówi w dokumencie Bartka Konopki „Droga do mistrzostwa” Kora i dodaje: „mimo mrocznych zakrętów, uważam, że moje życie było nieprawdopodobnie ciekawe”. Wokalistka Maanamu odeszła 28 lipca 2018 r. "Od początku mnie zafascynowała. Była dla mnie starszą, ukochaną siostrą. Mądrą, wymagającą, atrakcyjną pod względem intelektualnym i duchowym. Co ważne, czułem się też kochany przez nią. W jakiś sposób się z niej składam. Bardzo ceniłem sobie jej krytykę, była w niej bezwzględna, ale rzetelna" - w rozmowie z PAP wspomina Korę Stanisław Soyka. "Była fantastyczna. Działała na sto procent i wymagała tego od innych, z nią nie było żartów. Muzyka musiała ja inspirować, stymulować. Miała niezwykłą wrażliwość muzyczną, była muzyką, chciała być inspirowana i popychana do przodu, a jak coś w studio nie działało, to potrafiła wyrzucić muzyka z hukiem za drzwi" - zdradził PAP Artur Hajdasz, który grał z Korą dekadę temu. CZYTAJ TAKŻE Nie żyje Kora, liderka zespołu Maanam – pierwsza dama polskiego rocka "Z ogromnym żalem i rozpaczą informujemy, że dziś o na swoim ukochanym Roztoczu w otoczeniu najbliższych osób, ukochanych zwierząt i wspaniałej przyrody zmarła Kora. Wielka artystka, piosenkarka, poetka, malarka. Wyjątkowa kobieta, żona, matka, siostra, babcia, przyjaciółka. Ikona wolności. Zawsze bezkompromisowa w dążeniu do prawdy. Zaangażowana w ruch hipisowski, w działalność pierwszej Solidarności, w budowę demokracji i ruchy kobiece" - rok temu taka informacja od jej męża Kamila Sipowicza zasmuciła muzyczny świat. Dzień później, 29 lipca, odszedł inny znakomity muzyk, Tomasz Stańko. Obok Kory, Janusza Gajosa, Rafała Olbińskiego i Agnieszki Holland był bohaterem dokumentu Bartosza Konopki "Droga do mistrzostwa" z 2016 r. Kora opowiada w nim o swoim trudnym dzieciństwie, pobycie w domu dziecka, rodzicach. "Jako dziecko namiętnie popełniałam samobójstwa, byłam w tym mistrzynią. Nie chciałam żyć. Teraz nauczyłam się adorować życie, każdą jego chwilę w świecie, który sobie sama stworzyłam. Stałam się zachłanna na czas. Mimo mrocznych zakrętów uważam, że moje życie było nieprawdopodobnie ciekawe. Stworzyłam sobie sama bajkę" - mówi w filmie. Wokalistka Maanamu urodziła się 8 czerwca 1951 roku w Krakowie. "Jestem dzieckiem słońca. Moi rodzice byli wschodnimi repatriantami - mama pochodziła ze Lwowa, ojciec z Buczacza. Nie potrafili odnaleźć się w powojennej Polsce. Byliśmy bardzo biedni, w siedem osób mieszkaliśmy w trzydziestometrowej suterenie bez ciepłej wody i prądu" - opowiada w biografii "Kora, Kora. A planety szaleją". Kiedy miała cztery lata, jej mama zachorowała na gruźlicę. Kora trafia do domu dziecka. Spędziła tam pięć lat, w tym czasie zmarł jej ojciec. "Bieda, brak intymności i własnego kąta w naszej klaustrofobicznej suterenie sprawiły, że odkąd pamiętam, uciekałam od tego świata" - pisała o swoim dzieciństwie. W liceum odkryła świat hippisów i jej życie się zmieniło. W Piwnicy pod Baranami poznała Marka Jackowskiego. W 1972 r. urodziła syna Mateusza i z rodziną przeprowadziła się do Warszawy. Najpierw śpiewała z duetem Jackowski-Milo Kurtis, a po odejściu Kurtisa, wraz z Johnem Porterem utworzyli Maanam Elektryczny Prysznic. W 1981 r. ukazała się pierwsza płyta podpisana jako Maanam, już bez Portera. Album nazywał się po prostu "Maanam" i zawierał przeboje "Szare miraże", "Żądza pieniądza" i "Boskie Buenos". Maanam zawładnął publicznością Jarocina, a potem Opola. Do 1984 r. wydali jeszcze trzy płyty. Grali nawet kilkaset koncertów rocznie, z powodzeniem występowali za granicą. CZYTAJ TAKŻE Kora, liderka zespołu Maanam, spoczęła na Wojskowych Powązkach "Nie odnieśliśmy oszałamiającego sukcesu kasowego, ale byliśmy rozpoznawalni. Na słynnym festiwalu w Roskilde występowaliśmy w towarzystwie Simple Minds, Siouxsie And The Banshees, Andreasa Vollenweidera. Poznałam Ninę Hagen. W Turku w Finlandii graliśmy z The Cure i Lloyd Cole and the Commotions. Był taki moment, że w sklepach muzycznych mieliśmy swoją półkę +M jak Maanam+ (...) Wtedy wydawało nam się, że zawojujemy świat. Mieliśmy w sobie wielką siłę" - opowiadała w książkowej biografii. Kora sama przyznała, że nie wytrzymała tempa i presji. Rozwiązała zespół i rozwiodła się. "W zespole działy się niezdrowe rzeczy i te niezdrowe rzeczy zagrażały mojemu zdrowiu psychicznemu. Musiałam się z tego wyłączyć, mam dwójkę wspaniałych dzieci, dla których nie miałam zbyt wiele czasu. Zajęłam się nimi i od razu stało się cudownie" - mówiła magazynowi "Non Stop" w 1988 r. Jednak rok później pojawił się kolejny krążek Maanamu "Się ściemnia". Teledysk do singla "Się ściemnia" był pierwszym regularnie nadawanym przez MTV polskim wideoklipem. Na płycie gościnnie zaśpiewał Stanisław Soyka. "Z Korą poznaliśmy się w 1978 roku, w studio Polskiego Radia w Katowicach. Ja nagrywałem piosenki z filmu +Grease+, w duecie z Anną Jantar, a Kora z Markiem Jackowskim przygotowywali swoje nagrania. Potem, choć każdy szedł swoją drogą, nasze spotkania były coraz częstsze. Nasza współpraca była zazwyczaj towarzysko-kurtuazyjna, ale mogę powiedzieć, że się przyjaźniliśmy" - powiedział PAP Soyka. "To dzięki jej rekomendacji w 1985 r. zainteresował się mną ówczesny amerykański menadżer Maanamu, Bob Lyng. Dzięki Korze podpisałem kontrakt z wytwórnią RCA. To pozwoliło mi spędzić w zachodniej Europie trzy lata, co było niezwykłym doświadczeniem w moim życiu i pozwoliło bardzo dużo się nauczyć. I to doświadczenie jest ściśle związane z Maanamem" - dodał. Maanam wydawał kolejne płyty, które sprzedawały się nawet w 350 tysiącach egzemplarzy ("Róża" z 1994 r.). W 2008 r., po wypadku Marka Jackowskiego, zespół zawiesił działalność. Kora nagrywała płyty solowe, współpracowała z innymi zespołami, Pudelsi, składem 5th Element. Nagrywała piosenki z Stanisławem Soyką, Glacą ze Sweet Noise. Pod koniec pierwszej dekady XXI wieku w jej zespole na perkusji grał Artur Hajdasz, syn perkusisty Breakout. Muzyk, który grał na bębnach w Pudelsach, Homo Twist i Made In Poland – a teraz przygotowuje solowy album – w rozmowie z PAP wspomina, że z Korą spotykał się na gruncie towarzyskim, bo przyjaźnił się z jej synem Mateuszem. CZYTAJ TAKŻE W Warszawie odsłonięto mural z podobizną Kory "Z Korą próbowaliśmy się spotkać muzycznie wiele razy. Kiedy w końcu się udało, odkryłem, że to była postać nieziemska, najwyższego kalibru. Robiła jedno podejście wokalne i wszyscy byli zachwyceni. Potem nagrywała dwie kolejne mistrzowskie wersje, że trudno było wybrać, która jest lepsza". Bela Komoszyńska z zespołu Sorry Boys zaznacza, że "Kora potrafiła w niezwykły sposób nawiązać wieź z odbiorcą". "Postrzegam muzykę jako bliskie, bardzo osobiste spotkanie twórcy z odbiorcą. Taką bliskość budowała muzyka Maanamu. Spędzałam czas z głosem Kory, słowami, myślami i to były niezwykłe momenty" - powiedziała PAP Komoszyńska, która w tym roku na jednym z koncertów wykonała przebój Maanamu "Kocham cię, kochanie moje". Kora nie tylko śpiewała. Opublikowała tomik poezji (sama uwielbiała meksykańskiego poetę Octavio Paza), występowała w filmach, malowała gipsowe Madonny, była jurorką w telewizyjnym talent show. Wśród swoich muzycznych fascynacji wymieniała The Doors, Boba Dylana, Beatlesów, Rolling Stones, Pink Floyd, Moody Blues, Velvet Underground, Amy Winehouse. Billie Holiday, Edith Piaf, Janis Joplin, PJ Harvey. Wśród polskich wokalistek zwracała uwagę na Ewę Demarczyk i Kasię Nosowską. Ceniła kobiety artystki - Marię Pinińską-Bereś, Alinę Szapocznikow, Magdalenę Abakanowicz, Katarzynę Kozyrę, Małgorzatę Starowieyską. W 2014 r. Kora została odznaczona Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze - Gloria Artis, a dwa lata później została uhonorowana Złotym Fryderykiem za całokształt twórczości. Zmarła w wieku 67 lat, 28 lipca 2018 r. przegrała walkę z nowotworem. W Ney Gallery & Prints w Warszawie do 8 sierpnia można oglądać wystawę zdjęć artystki autorstwa Tadeusza Rolke, Jacka Poremby i Tomasza Sikory. Z kolei na Nowym Świecie w Warszawie można oglądać mural z wizerunkiem Kory. Kamil Sipowicz, w rozmowie z Onetem, zdradził, że trwają prace nad filmem dokumentalnym oraz fabularnym o artystce. Zapowiedział również wydanie wierszy i zapisków Kory oraz trasę koncertową, podczas której zaproszeni artyści będą wykonywali jej piosenki. (PAP) autor: Wojciech Przylipiak wbp/ wj/
i Autor: Herrzipp, CC BY-SA Adrian Grycuk, CC BY-SA pl; Sławek, CC BY-SA (pierwsze z prawej) - Wikimedia Commons 70. rocznica urodzin Kory. Znasz piosenki, jakie śpiewała z Maanamem? 70. rocznica urodzin Kory. Znasz piosenki, jakie śpiewała z Maanamem? Kora, a właściwie Olga Sipowicz (primo voto Jackowska) urodziła się 8 czerwca 1951 r. w Krakowie, a zmarła 28 lipca 2018 r. w Bliżowie. Jest uznawana za jedną z najwybitniejszych polskich wokalistek, a jej kariera nieodłącznie wiąże się z zespołem Maanam, który założył jej pierwszy mąż Marek Jackowski. W 70. rocznicę urodzin Kory zachęcamy do udziału w quizie, w którym przekonacie się, jak dobrze znacie piosenki, które śpiewała razem z kultową rockową grupą. QUIZ. 70. rocznica urodzin Kory. Znasz piosenki, jakie śpiewała z Maanamem? 70. rocznica urodzin Kory. Wybitna polska wokalistka urodziła się 8 czerwca 1951 r. w Krakowie, a zmarła 28 lipca w Bliżowie. Tak naprawdę nazywała się Olga Ostrowska (po drugim mężu Sipowicz). Z pierwszym mężem Markiem Jackowskim artystka współtworzyła przez wiele lat powstały w 1975 r. zespół Maanam. Kora dała się w nim poznać jako charyzmatyczna i unikalna piosenkarka, obdarzona nie tylko świetnym głosem, ale i charyzmą, jak przystało na frontmankę grupy rockowej. Po zawieszeniu działalności Maanamu w 2008 r. kontynuowała solową karierę, a trzy lata później została jurorką popularnego talent show "Must be the music". 70. rocznica urodzin Kory to jednak przede wszystkim okazja, by przypomnieć piosenki, jakie śpiewała z Maanamem. Od debiutanckiej płyty z 1981 r., zatytułowanej po prostu "Maanam", wokalistka wylansowała wiele ponadczasowych przebojów w stylistyce nie tylko rockowej, ale i reggae czy pop. Kora to jednym słowem wielka diwa polskiej sceny rozrywkowej, o której na pewno będą pamiętać kolejne pokolenia melomanów. Jeśli jesteście w tym gronie, zapraszamy do naszego quizu. QUIZ. 70. rocznica urodzin Kory. Znasz piosenki, jakieś śpiewała z Maanamem? Pytanie 1 z 10 W której piosence Maanamu Kora śpiewa: "Teraz mówię sercu, aby sercem było"? "Po prostu bądź" "Kocham cię, kochanie moje" "Ta noc do innych jest niepodobna" Nasi Partnerzy polecają Strona główna QUIZ. 70. rocznica urodzin Kory. Znasz piosenki, jakie śpiewała z Maanamem?
śpiewała w nim kora