Zestaw startowy Yerba Mate Tykwa Bombilla 10x50g. od Super Sprzedawcy. Black Weeks. 59,99 zł. cena z 30 dni. 56, 99 zł. zapłać później z. sprawdź. 65,98 zł z dostawą. Mamy jesień tykwy dojrzały. Jesień październik, czas zerwać tykwy z krzaka przed pierwszymi mrozami. W tym roku pogoda dopisała przynajmniej jesienią. Bo wiosna jak wszyscy wiemy przyszła późno. Tykwy rosną tylko do temperatury +15 stopni C , po niżej tej temperatury tylko wysychają na słoneczku co też jest dobre. Tutaj chciałam zachować naturalny charakter tykw, ale niezbyt nudny, więc dzieje się dużo. Duża tykwa to duże pole do manewrów:) Wzór składa się więc z wielu elementów, są koraliki oraz ciekawe wycięcia. Dla uspokojenia górna część lampy zachowuje bardziej "czystą" formę z dużymi "kwiatowymi płatkami". Z oo podmioty powiązane i partnerów biznesowych. Oryginalna dekoracja każdego wnętrza. Lampa Agata 950 LED wyróżnia się wśród innych doskonałym połączeniem klasyki i. Lampa stojąca lampa stojaca drewniana lampa stojąca z litego drewna. Lampa Drewna najnowsze ogłoszenia na OLXpl. Lampa Stojąca z Abażurem Trójnóg Drewno Nocna LED. Rękodzieło - Lampy z Tykwy. 481 likes · 2 talking about this. Strona ta jest poświęcona mojej pasji czyli wytwarzanym przeze mnie lampą oraz przedmiotom ozdobn Rękodzieło - Lampy z Tykwy PRZYDATNE LINKI: Szczegółowy opis krok po kroku tutaj: http://bit.ly/1SqbGcc Duży wybór lamp stołowych: http://bit.ly/1OXwFkjDzisiaj wraz z Moniką z pracow . Oto pierwsze nieśmiałe próby obróbki tykwy i pomysł na lampę Z tej strony:INFO > SALE, PRICEAt this moment my lamps can be purchased through me only, however I am open to proposals from Art never repeat the patterns of my lamps, that’s why you cannot find prices of already sold lamps on my takes between 2 and 4 months to create one firstly I create a lamp and then I put it for sale. I inform about upcoming publication about a week ahead via my the lamp appears on my website it becomes available and “first come first served” rule is applied. I also send another informing newsletter straight price of my lamps depends on their size, design and the price for the smaller lamp of the Stilla type is 2,500 USD / 2,200 cost for bigger table lamp like Butterfly or Questa is 7,000 USD / 6100 cost of big floor lamp is at least 9,000 USD / 7,900 akapit większości wszystko wyjaśni, a co do możliwości zkupu:I’m sorry, in this moment all my lamps are I’m finishing my new floor lamp. I will publish the pictures in the second half of January. For all information about sale, prices etc. please visit INFO you want to be informed about new lamps, please subscribe to my Newsletter Wyobraźcie sobie sytuację, że na Instagramie obca osoba poleca Wam pewnego artystę. Wchodzicie na jego profil i wpadacie w zachwyt. Lampy wykonane z tykwy czarują pięknymi świetlnymi wzorami rzucanymi na ścianę. Spontanicznie piszecie do twórcy marki wiadomość – doceniacie projekty, dzielicie się swoimi odczuciami. Odpisuje. Wywiązuje się między Wami rozmowa, która przeradza się w dyskusje o kondycji rzemiosła i polskich artystów. W czasie korespondencji szukacie informacji o rozmówcy – okazuje się, że człowiek po drugiej stronie to Przemek Krawczyński, a jego lampy znajdują odbiorców na całym świecie. On również sprawdza, kim jesteście – docenia działania Projektu Pracownie, dopytuje o bohaterów dotychczasowych publikacji. Po kilku godzinach wymiany wiadomości wspólnie podejmujecie decyzję o realizacji materiału w pracowni artysty. Zaproszenie twórcy Calabarte staje się dla nas kolejnym bodźcem – czas na wyjazd z Warszawy, jedziemy do Łodzi! Decyzja o wyjeździe do Łodzi kiełkowała w naszych głowach już od dawna. Wiemy, że wiele warsztatów działa właśnie w tym mieście. Umawiamy się z Przemkiem, proponujemy spotkanie Tartarudze (wywiad już niebawem!), pakujemy dyktafony, aparat i porannym pociągiem obieramy kierunek: Łódź Fabryczna. W czasie podróży rozmawiamy o działalności marki Calabarte – wywiad ze zdolnym artystą jest pierwszy na naszej liście. Lampy wykonane przez Przemka Krawczyńskiego zdobią wnętrza w Rosji, Arabii Saudyjskiej, USA, Kanadzie, Wietnamie, Meksyku czy Malezji. O jego twórczości rozpisują się magazyny i serwisy traktujące o designie na całym świecie, w książkach o designie znajdują się rozdziały poświęcone działalności łodzianina. Polskie media właściwie milczą o jego twórczości. Jesteśmy zaskoczeni otwartością Przemka, jego zaproszeniem, chęcią poświęcenia nam czasu, podzieleniem się swoją historią. Na wywiad w Łodzi umawiamy się po południu. Chcemy zobaczyć efekt, jaki dają lampy na żywo. Kiedy docieramy pod wskazany adres, artysta i jego żona – Lena, witają nas z wielką życzliwością. To partnerka Krawczyńskiego, w wolnych chwilach również rękodzielniczka, poleciła nam jego dzieła na Instagramie. Przebieg spotkania z Calabarte był dosyć nietypowy – na początku to my odpowiadamy na pytania dotyczące losów rzemieślników i artystów w Warszawie. Z czasem przenosimy się do pracowni artysty, która mieści się w jego mieszkaniu. To jeden niewielki pokój. Przemek wspomina, że jego marzeniem (i planem na najbliższe lata) jest dom w Karkonoszach i wydzielenie kilku pomieszczeń na przestrzeń roboczą, w której mógłby swobodnie projektować i wykonywać swoje lampy. Projekt Pracownie: Wszystko zaczęło się od tego, że mama podarowała Ci tykwę. Przemek: Część mojej rodziny pochodzi ze świętokrzyskiego. W 2008 roku na Święto Zmarłych moja mama kupowała od okolicznego ogrodnika kwiaty i właśnie u niego w ogrodzie wypatrzyła tykwę. Dostała jedną w prezencie, a ja odebrałem ją dopiero po dwóch miesiącach. To był cud, że tykwa nie zgniła. Suszenie owoców, tak aby nie było na nich żadnych przebarwień i mankamentów, to trudna sztuka. Kiedy zobaczyłem tę tykwę, zacząłem się zastanawiać, co mógłbym z nią zrobić. Koncepcje podpowiedział Internet – znalazłem lampy, które są w restauracjach Sphinx. Uznałem, że zrobię taką dla siebie. Kupiłem bardzo prosty sprzęt, a po pracy i uczelni powoli realizowałem projekt. To była bardzo prosta lampa, miała zaledwie dwie średnice otworów, wykorzystałem w niej kolorowe koraliki na wzór lamp tureckich. Nie ukrywam, że jej wykonaniu towarzyszył ogromny chaos. Tykwę musiałem okorować i oczyścić od środka, ale większość pracy sprowadzała się głównie do nawiercania otworów i wklejania koralików. Koncepcja zmieniała się w trakcie tworzenia. Robiłem ją mniej więcej dwa tygodnie. Byłem wtedy na studiach i pomyślałem, że skoro lampy à la Sphinx kosztują około 200–300 złotych, mógłbym sobie dorobić, sprzedając takie produkty w sieci. Poza tym to zajęcie bardzo mi się spodobało. Kolejne trzy tykwy kupiłem na Allegro, a wykonane z nich lampy podarowałem szkole bębniarskiej, do której chodziłem – CityBumBum. Liczyłem, że ktoś je tam wypatrzy i dzięki temu będę miał kolejne zamówienia. Oczywiście te, które trafiły na salę zajęciową, były już nieco bardziej przemyślane i poświęciłem im więcej czasu. Kiedy pojawił się pierwszy klient? W zasadzie dosyć szybko. Był to mój znajomy i kupił ode mnie łącznie sześć lamp na przestrzeni dwóch lat. Wtedy ich design był nieco inny, dodawałem jeszcze koraliki ale wzory były coraz bardziej złożone. Cały czas się uczyłem, szukałem nowych technik i rozwiązań technicznych. W tym czasie wykonałem również pierwsze kinkiety, a później lampy stołowe. Te zamówienia były dla mnie bardzo mobilizujące i mogłem się dzięki nim wiele nauczyć. Wycena produktów była zbieżna z podobnymi projektami, które widziałem w Internecie. Pierwszy zagraniczny klient pochodził z Holandii. Chodziłeś na kursy obróbki drewna? Rękodzielnicze? Wszystkiego uczyłem się sam. Zawsze bardzo lubiłem prace manualne i nieźle mi to wychodziło. Co ciekawe studiowałem budownictwo i jestem przede wszystkim umysłem ścisłym. Myślę, że gdybym był „typowym” artystą humanistą, moja sztuka by tak nie wyglądała. Wykonanie moich lamp wymaga dużej wiedzy technicznej. To opracowanie procesu, kolejności wykonywanych czynności. Nad jednym projektem pracuję nawet pół roku, wszystko musi być dokładnie zaplanowane i poukładane. Bardzo pomaga mi w tym wyuczone uporządkowanie, zamiłowanie do geometrii i harmonii w pracy. Kiedy ogląda się ewolucję moich lamp, można zaobserwować, jak wyglądała moja nauka i jak dojrzewałem do pewnych rozwiązań. Eksperymentowałem z narzędziami, farbami, materiałami. Wiedziałem, że nie chcę powtarzać wzorów lamp – nie zależało mi jedynie na szlifowaniu swoich umiejętności, chciałem mieć miejsce na kreatywność, proces twórczy. Kiedyś brałem udział w Targach Sztuki w Poznaniu, wystawiałem tam swoje lampy – gościnnie, na stoisku znajomej. Kosztowały wtedy już około 1200 złotych i nie znajdowały na polskim rynku odbiorców – uznano je za bardzo drogie. Niemniej jednak odwiedził nas wtedy pewien pan, który podpowiedział mi, że w podstawach powinienem wykorzystywać woskowany sznurek jubilerski, bo wygląda dużo estetyczniej niż ten, którego wówczas używałem. Pamiętam, że od tamtej pory zacząłem wykorzystywać ten materiał i do tej pory to robię. Zatem tak też można się uczyć. (śmiech) Jak to się stało, że z pomysłu na robienie lamp, żeby dorobić na studiach, nagle powstała światowej sławy marka produktów luksusowych? To działo się bardzo powoli i naturalnie co niezwykle mnie cieszy. Na początku po prostu wrzucałem zdjęcia moich lamp do sieci na kilka portali – DeviantArt, Digart, Flickr… Produkty sygnowałem swoimi inicjałami i datą wykonania projektu. Nazwa Calabarte powstała chyba przy drugiej lampie stołowej, ale nie miałem wtedy nawet strony internetowej. Na początku kupowali je znajomi, z czasem znajomi znajomych i osoby, które trafiły na zdjęcia moich lamp na wspomnianych portalach. Wybierałem te platformy, bo liczyłem na to, że one otworzą mi ścieżkę na rynki międzynarodowe. To był powolny proces. Powstawały nowe, coraz lepsze lampy, a zainteresowanie rosło. Nie miałem wystawy, na której znawcy sztuki powiedzieliby, że warto zainwestować w moją twórczość. Udało mi się osiągnąć ten poziom, bo pojawił się popyt na moje produkty w konkretnej grupie estetycznej, a ja nie stałem w miejscu. W niektórych wywiadach wspominasz, że początki działalności były bardzo trudne i przez długi czas Twoja sytuacja materialna była nie do pozazdroszczenia. Postawiłeś wszystko na jedną kartę – rzuciłeś studia, zrezygnowałeś z pracy w pracowni architektonicznej… Kiedy nastąpił przełom? Dojrzewanie do decyzji o rzuceniu studiów i pracy trwało rok. Na początku starałem się łączyć zamiłowanie do tworzenia lamp z codziennymi obowiązkami. Prywatnie planowałem wówczas wyjazd do Kanady i wiedziałem, że moja siedmioletnia historia studiowania budownictwa dobiega końca. (śmiech) Myślałem o radykalnej zmianie, ale brakowało mi odwagi i odpowiedniego bodźca. W czasie kiedy musiałem zrezygnować z wyjazdu do Ameryki Północnej, w szkole bębniarskiej pojawiła się opcja udziału w warsztatach w Senegalu. Wiedziałem, że ten wyjazd dobrze mi zrobi i będę miał czas na poukładanie pewnych spraw. Moi rodzice przyjęli tę decyzję z entuzjazmem, bo nie byli zachwyceni moimi poprzednimi planami wyjazdowymi – nie wiedzieli wtedy, że tuż przed wyjazdem rzuciłem studia i pracę. (śmiech) Już w drodze do Afryki wiedziałem, że będę szukać tam tykw. Zdawałem sobie sprawę, że różnica między afrykańskimi i polskimi tykwami jest znacząca. Przede wszystkim okrągły kształt najlepiej nadawał się na lampy, a poza tym jakość afrykańskich tykw była dużo lepsza. Miałem misję znalezienia naprawdę perfekcyjnych okazów. Specjalnie zabrałem ze sobą z Polski worki i folię bąbelkową, żeby przywieźć wysuszone owoce. Na miejscu okazało się, że chociaż oczywiście tykw nie brakuje, kupienie ich w całości, a nie w połówce, jest nie lada wyzwaniem. Dzięki uprzejmości znajomego Senegalczyka dotarłem do osoby, która sprzedała mi 20 sztuk. W jaki sposób przywiozłeś do Polski 20 tykw? Do mojego plecaka zmieściły się trzy, ale przecież było ze mną jeszcze dwanaście osób. (śmiech) Dałem niektórym po tykwie do plecaka. Nadałem też dodatkowy bagaż do samolotu – worek pełen wysuszonych owoców. Co zabawne, absolutnie nikogo na lotnisku w Polsce nie zainteresowało, po co je przewożę. (śmiech) Wróciłeś z górą tykw i…? Po powrocie do Polski nie miałem ani pracy, ani studiów. Za to liczba długów była coraz większa. Nie mieszkałem już z rodzicami, musiałem płacić rachunki, ciągle się zapożyczałem. W ogóle nie mogłem wyjść finansowo na prostą. Rodzice byli dla mnie wówczas ogromnym wsparciem, za które jestem im niezwykle wdzięczny. Oczywiście bardzo się o mnie martwili, ale byłem zdeterminowany i pewny, że wybrałem odpowiedni pomysł na życie. Pierwsza lampa wykonana z afrykańskiej tykwy była inspirowana globusem. Poświęciłem jej bardzo dużo czasu i jej zdjęcie zostało wyróżnienie na DeviantArt. Wtedy na moją skrzynkę mailową zaczęły spływać wiadomości, ludzie zaczęli dopytywać o moją działalność. Pracowałem już wtedy nad kolejnymi, jeszcze bardziej złożonymi lampami. Porzuciłem szklane koraliki i skupiłem się na rzeźbieniach, przez które pięknie przenika światło. Powstawały kolejne lampy, głownie stołowe. Jakiś czas później postanowiłem wystawić jedną z lamp na eBay, ale po dwóch tygodniach aukcji nie znalazła nabywcy. Miałem u siebie dwie bardzo pracochłonne lampy i czekałem prawie półtora miesiąca, żeby ktoś się nimi zainteresował. W finale trafiły do Meksyku i Francji. W 2011 roku w Internecie na jednej z bardziej znanych stron pojawił się duży artykuł o moich lampach i nagle zacząłem dostawać setki maili. To było super, ale przecież ja nie miałem na stanie gotowych lamp na sprzedaż. (śmiech) Potem zrobiłem bardzo charakterystyczny model, lampę z kolcami, i ponownie próbowałem sprzedać ją za pośrednictwem eBaya. Wystawiłem ją za 700 euro i w drodze licytacji jej wartość wzrosła aż dwukrotnie. Szybko wyciągnąłem wniosek, że powinienem zwiększyć cenę lamp, skoro ludzie są skłonni za nie zapłacić nawet 1400 euro. Wtedy pojawiło się Calabarte? Tak, wtedy działałem już po szyldem Calabarte. Musiałem zastanowić się nad formą dystrybucji i promocji lamp. Dostawałem sygnały, że przy takich produktach licytowanie ich na platformie sprzedażowej nie do końca jest odpowiednie i dla niektórych niewygodne. Stworzyłem stronę internetową i zdecydowałem się na uruchomienie newslettera, który do dzisiaj jest dla mnie najważniejszą formą informowania o moich pracach i ich sprzedaży. Zacząłem wysyłać do zainteresowanych osób datę premiery kolejnej lampy i sprzedawałem ją pierwszej osobie, która się po nią zgłosiła. Pamiętam, że wtedy ich koszt szacowałem już na około 2000 dolarów. To była cena, którą zaczęły mi sugerować osoby ze środowiska. Słyszałem, coraz częściej, że jeśli chcę działać na rynku międzynarodowym, powinienem utrzymywać pewien poziom cenowy. Mimo takich kosztów lampy sprzedawały się czasem dosłownie w minutę. Rosła społeczność osób czekających na kolejne projekty. Wiedziałem, że osoby śledzące moją twórczość mają coraz wyższe oczekiwania. Niektóre wzory projektowałem nawet miesiąc, opracowywałem ich geometrię. Produkty były coraz bardziej złożone – stawiałem na detale i jakość, coraz więcej elementów rzeźbiłem. W tym modelu sprzedaży pracowałem mniej więcej trzy lata. Z czasem nieco go zmodyfikowałem – dawałem 8-godzinne „okienko” czasowe i jeśli było więcej zainteresowanych osób, czekałem na najlepszą ofertę. Pamiętam, że jedną z lamp wyceniłem na 9000 dolarów. Interesowało się nią 5 osób, a w finale została kupiona za ponad 11 000 dolarów i poleciał do Arabii Saudyjskiej. W 2016 roku, znajomy i posiadacz 6 z moich pierwszych lamp, o którym wcześniej wspominałem poprosił mnie o pomoc w sprzedaży lamp, które kiedyś ode mnie nabył. Podjął taką decyzję ze względów osobistych. Z moją pomocą miał większą szansę na finalizację transakcji za rozsądną cenę. Wystawiliśmy je wspólnie na eBayu za symboliczne 100 dolarów od sztuki. To były lampy z samego początku mojej działalności, więc poziomem bardzo odbiegały od tego co robię teraz. Opisaliśmy dokładnie, w jakich latach nad nimi pracowałem. W czasie licytacji kwoty wzrosły średnio do 2000 dolarów za lampę. To też był dla mnie znak, że marka Calabarte jest już wartością samą w sobie. Ludzie inwestowali w moje lampy, chociaż to były pierwsze projekty. Chcieli mieć je u siebie, bo były wykonane przeze mnie. To było niesamowite uczucie. Kiedy myśli się o cenach moich lamp, trzeba zwrócić uwagę na ewolucję ich jakości, wzornictwa i czas, który poświęcam na wykonanie pojedynczego modelu. W 2011 roku stworzyłem 8 lamp, ale w 2012 – już tylko 5. W 2013 roku zacząłem prace nad pierwszymi lampami podłogowymi i wykonałem jedynie dwie. Tak, jak wspominałem, czasem nad jedną lampą pracuję ponad pół roku, a nie kilka tygodni. Poza tym, że tworzenie lampy to proces twórczy i koncepcyjny oraz fizyczna praca, jak każdy prowadzący pracownię rękodzielniczą muszę również odpisywać na maile, zarządzać kanałami w social mediach, przygotowywać odpowiednie zdjęcia lampy, materiały promocyjne… Nie wolałbyś zatrudnić kogoś, kto zająłby się promocją Twojej marki? Pewnie jak każdy twórca najchętniej zająłbym się tylko wykonywaniem swoich projektów, a całą resztę oddał w czyjeś ręce, ale to nie jest takie proste. Prawda jest taka, że chciałbym mieć kontrolę nad wszystkimi informacjami, które pojawiają się na moich kanałach. Moja żona starała się mnie wspierać w promocji lamp, ale zawsze miałem jakieś „ale”. Lena żartuje, że mam za duże oczekiwania i nikt nie sprosta wymaganiom dotyczącym marketingu mojej marki. Pytanie tylko, w jakim stopniu faktycznie takie działania będą mi potrzebne… Zależy Ci na tym, żeby o Twojej sztuce wiedzieli wszyscy, czy tylko osoby, które faktycznie na nią stać? Chciałbym docierać do obu tych grup. Moja sztuka pełni funkcje użytkowe – to nie tylko dzieło, które stoi i wygląda, ale przede wszystkim źródło klimatycznego światła. Lampy z tykwy nie są żadną innowacją – mnie zależało na bardzo wysokiej jakości wykonania i tutaj można powiedzieć, że innowacyjny jest poziom, który udało mi się w tym osiągnąć. Oczywiście chciałbym, żeby moja twórczość była w Polsce znana. Nawet jeśli kogoś nie stać na zakup moich projektów, to być może będą dla niego inspiracją. W czasie mojej działalności przydarzyło mi się już kilka sytuacji kiedy moja praca miała realny wpływ na drugą osobę. Kiedyś odezwał się do mnie chłopak z Wilna, który był entuzjastą moich lamp. Chciał zrobić sobie podobną, ale przy wykorzystaniu kokosa. Nie mógł poradzić sobie z osiągnięciem zamierzonego efektu świetlnego i spytał mnie o radę. Zasugerowałem mu, żeby zastosował inne żarówki i dałem kilka innych podpowiedzi. Udało mu się wykonać tę lampę i w konsekwencji, po jakimś czasie… zajął się produkcją kolejnych zawodowo. Miał nieco inny model biznesowy niż ja – ich cena wynosiła około 200–250 dolarów. To była taka mała manufaktura, robili nawet do 30 lamp miesięcznie. Nasza znajomość trwa do dzisiaj – Vainius zajął się teraz produkcją małych lamp z tykwy, które nawiązują nieco do stylistyki moich projektów. Działa pod marką Nymphs Lamps. Objąłem jego działania swoim patronatem i gorąco go wspieram (zobacz projekty Vainiusa Kubiliusa na KickStarterze – przyp. red). Dzięki niemu osoby, którym podobają się moje projekty, mogą kupić ich dużo tańszy i prostszy odpowiednik, i również cieszyć się klimatycznym światłem w domu. Historia tej znajomości pokazuje, że swoją pracą można nie tylko zarobić na utrzymanie, ale też pomóc komuś odnaleźć swoją ścieżkę. To super uczucie! Vainius zdecydował się na założenie manufaktury, a jak będzie z Calabarte? Calabarte nigdy nie będzie manufakturą. Nie chcę być jedynie właścicielem marki – moi odbiorcy decydują się na projekty, które wykonuję osobiście, są efektem mojej pracy, mojej koncepcji. Chcę, żeby klienci mieli świadomość, że włożyłem w każdą lampę swoje serce, od początku do końca. To największa wartość moich dzieł. Uważam też, że w świetle i tykwie jest jeszcze wiele do odkrycia. Nowa pula technik i wzorów… Chciałbym to zagadnienie dalej eksplorować. Twoje lampy to produkty skierowane do osób o specyficznej wrażliwości i estetyce. Nie boisz się, że nie idąc za trendami, prędzej czy później moda na Calabarte się skończy? Twoja stylistyka nie pasuje do minimalistycznych wnętrz. Mam świadomość, że moja sztuka nie jest i nie była osadzona w trendach. Biorąc pod uwagę ilość lamp, jakie wykonuję, określenie „moda na Calabarte” nigdy nie miało racji bytu. Lampy nie pasują do każdego wnętrza, design idzie w innym kierunku. Niemniej jednak dla mnie ta estetyka jest naturalna. Nie chcę robić czegoś, bo taka jest akurat moda. Poza tym każda moda przemija, a ja chciałbym tworzyć coś ponadczasowego. To musi wychodzić ze mnie, a nie być wyrachowanym stosowaniem sprawdzonych rozwiązań. Myślę, że nawet gdybym próbował uprościć projekty, prędzej czy później znów bym je komplikował, żeby zmierzyć się z nowym wyzwaniem. Oczywiście dla mnie rozwój nie oznacza jedynie wymyślania coraz bardziej złożonych wzorów, to zawsze będzie szukanie odpowiedniej formy wyrazu, czasem właśnie prostszej. Wszystko, co robię, musi korespondować z moim stylem. Jak sądzisz, dlaczego nie jesteś obecnie popularny w Polsce tak jak w innych krajach? Myślę, że w Polsce ludzie częściej potrzebują autorytetu, który pokaże im, jaka estetyka jest warta uwagi. U nas to, że produkt jest wysokiej jakości i do tego atrakcyjny wizualnie, to często za mało. Potrzebne jest coś w rodzaju wsparcia instytucjonalnego, którego moja marka na razie nie ma. Jakiś czas temu kontaktowałem się ze znanym polskim domem aukcyjnym i, mimo że byli pod dużym wrażeniem mojej twórczości to odpowiedzieli dość jasno, że polski rynek i ich klienci nie są jeszcze przyzwyczajeni ani gotowi na tego typu sztukę/design oraz na inwestowanie w nową sztukę użytkową. Jak właściwie powstają Twoje lampy? W tej chwili mam spory zapas wysuszonych tykw do pracy. Pochodzą z Mali, Gwinei czy Senegalu. Na początku usuwam z nich skórę. Używam do tego… noża kuchennego, druciaka i wody. Serio. (śmiech) Po przygotowaniu tykwy najczęściej rysuję na niej siatkę pomocniczą, na której szkicuję wzór. Często związane jest to z precyzyjnymi konstrukcjami geometrycznymi. Kiedy jestem już pewny koncepcji, wszystko dokładnie poprawiam markerem i graweruję kontury wzoru, a następnie zmywam rozpuszczalnikiem przygotowany rysunek, aby zostały tylko kontury. Tak, w bardzo dużym uproszczeniu, wygląda pierwszy etap pracy. Później przychodzi czas na malowanie, oczyszczanie tykwy w środku, rzeźbienie, a na końcu wiercenie otworów. Sposób pracy nad projektami ewoluował w czasie. Właściwie co roku coś się zmienia. Kiedyś pracowałem nad jedną lampą, dopóki jej nie skończyłem. Teraz daję sobie czas na opracowanie wizji, czasem zostawiam tykwę na kilka tygodni i wracam do niej ponownie. Mam coraz większe oczekiwania względem siebie, więc etap projektowania trwa znacznie dłużej. W większości przypadków szkic wykonuję bezpośrednio na wysuszonym owocu, bo wtedy najlepiej widać, jak całość prezentuje się na powierzchni sferycznej. W tykwie czasem widoczne są pewne mankamenty. Teraz, kiedy większość z nich sprowadzam, wybieram oczywiście takie, których wady nie mają wpływu na koncepcję. Wiele przebarwień można jednak usunąć na poziomie rzeźbienia, dlatego akceptuję pewne nierówności. To również sprawia, że każda lampa jest niepowtarzalna. Podczas etapu rzeźbienia często pracuję po ciemku, posiłkując się jedynie wewnętrzną żarówką lampy, aby dokładnie widzieć, jak głęboko mogę rzeźbić, aby uzyskać najlepszy efekt. Gdy rzeźbienia są gotowe (czasem trwa to miesiąc lub dłużej), przychodzi czas na otwory – każdy z nich musi być nawiercony idealnie w kierunku źródła światła – inaczej nie osiągnąłbym zamierzonego obrazu świetlnego. Tykwa nie jest idealną kulą, to tylko jej przybliżony kształt, więc przy każdym nawiercanym otworze kontroluję jego kierunek. W niektórych lampach podłogowych może to być nawet 30 tysięcy otworów o 20 różnych średnicach. Grube tykwy wymagają największej precyzji przy nawiercaniu. Do malowania tykwy używam bejc rustykalnych i naturalnych olejów do drewna. Gdy głowica lampy jest gotowa wykonuję podstawę. Najbardziej pracochłonne są podstawy lamp stołowych, a ich budowa jest moją tajemnicą. Wykorzystujesz wiertła dentystyczne? Moim głównym narzędziem pracy jest turbina protetyczna i wiertła dentystyczne. Używam również multiszlifierki Dremel. Bardzo lubię sklepy z akcesoriami dla dentystów. Kiedyś nawet sprzedawca zwrócił się do mnie „panie doktorze”, a później był bardzo zaskoczony, że jestem artystą i frezów używam do tworzenia lamp. Twoje zaproszenie było dla nas sporym zaskoczeniem. Jesteś niesamowicie skromną osobą, jak na kogoś, kto osiągnął międzynarodowy sukces. Nie spodziewaliśmy się, że odpiszesz na Instagramie… Nie chciałbym być artystą, który nie odpisuje ludziom na maile i wiadomości. Sam kiedyś trafiłem na osoby, które mnie zignorowały. To nie jest w porządku. Człowiek nigdy nie jest tak zarobiony, żeby nie mógł podziękować za miłe słowa, choćby i z opóźnieniem. Wiadomo, że nie każdy kupi moją lampę, ale to, że ją docenia to ogromna wartość. Ktoś generuje dla mnie dobro, a ja mam to zignorować? Bardzo to szanuję. Nie chciałbym zmieniać swojego podejścia. Ja dochodziłem do miejsca, w którym jestem powoli, małymi krokami, właśnie dzięki temu, że ludzie docenili moje starania. Zawsze będę o tym pamiętał. Staram się mieć w sobie pokorę i być po prostu normalnym gościem bez rozbuchanego ego. Zrób coś z niczego! Wykonaj wazony ozdobne z tykwy i udekoruj nimi swój dom. To elegancka i modna dekoracja w stylu nowoczesnym nawiązująca do dzikiej Afryki. Nie wiesz co zrobić z tykwy- my podpowiadamy jak ją sprytnie wykorzystać krok po kroku. Potrzebne będą: suszona tykwa wyrzynarka szlifierka papier ścierny farba akrylowa płatki złota (szlagmetal) suchy pędzelek klej Ozdobna tykwa Tykwa to owoc drzewa tropikalnego. Jego zdrewniała łupina wykorzystywana jest do wykonywania różnego rodzaju dekoracji takich, jak lampy, wazony ozdobne, czy pojemniki. Jej kształt jest nietypowy i nigdy nie znajdziesz dwóch takich samych owoców. Dekoracje z tykwy są oryginalne i przyciągają spojrzenie. Prezentujemy ciekawy pomysł na wykorzystanie tego tropikalnego owocu. Wykonaj wazony dekoracyjne z tykwy. Możesz stworzyć całą kolekcję nietypowych ozdób. Zobacz jak to zrobić razem z nami. Szkiełko i kolor KROK I - Przygotowywanie tykwy Obetnij górę tykwy wyrzynarką. Ze środka na pomocą patyka wyciągnij nasiona. KROK II - Szlifowanie elementów wazonu Szlifierką albo ręcznie przytrzyj otwory i spód tykwy. Dzięki temu wazoniki będą stały. Papier ścierny owiń na listewkę i wyszlifuj wewnątrz otwór. KROK III - Malowanie i ozdabianie tykwy Kolejny etap to malowanie tykwy czarną farbą akrylową. Dwie warstwy powinny wystarczyć. Posmaruj klejem pomalowaną tykwę wg fantazji i połóż na to płatki złota. Delikatnie suchym pędzlem wygładź, a nadmiar sam odpadnie. Coś z niczego - jak zrobic lampion na balkon ze zwykłego słoika? Zobacz to na Twoje DIY Twoje DIY – blog założony przez hobbystkę „zrób to sam”. Autorka uwielbia robótki ręczne i majsterkowanie. Stworzyła miejsce, w którym krok po kroku pokazuje, jak zrealizować pomysły. Dzieli się poradami i inspiracjami DIY, zachęca do własnoręcznych prac, recyklingu, zabawy z dziećmi i ciekawego spędzania wolnego czasu. zobacz wszystkie prace Najczęściej czytane Połączenie posadzki z płytek... Klasyczny tatar wołowy. Jak zrobić... Wiosna to doskonały czas na zmiany, które wcale nie muszą kosztować dużo. Pamiętaj, że wystarczy kilka drobnych zmian, aby wnętrze wyglądało zupełnie inaczej. Dzisiaj postanowiliśmy pokazać Ci, jak w łatwy sposób stworzyć piękne lampy, które nie nadwyrężą Twojego budżetu, ale za to we wspaniały sposób uzupełnią Twoje wnętrze i będą zachwycały równie mocno, co designerskie lampy światowej klasy producentów. Lampa DIY – Papierowe Origami Do tej lampy potrzebna Ci będzie oprawka na żarówkę i kilka arkuszy twardego papieru. Do tego linijka, nożyczki, kawałek sznurka lub tasiemki i odrobina kleju. Na pewno, kiedyś w szkole, każdy zetknął się z cudami origami. Niezliczona ilość kształtów zachwycała każdego. Te piękne, geometryczne formy możesz przenieść także do swojego wnętrza. Mnogość kształtów i kolorów jest tutaj nieograniczona. Pamiętaj jedynie o tym, że papierowy klosz powinien być na tyle duży, by nie stykał się z żarówką. Najlepiej wybrać do niego ledowe źródło światła, które nie nagrzewa się tak, jak tradycyjne żarówki. Poniżej znajdziesz kilka pięknych inspiracji lamp origami. Uważasz, że nie poradzisz sobie z origami? W takim razie, specjalnie dla Ciebie, wersja uproszczona. Zobacz również: Tanie lampy do 200 zł Lampy DIY z papieru to niezliczona ilość możliwości w różnych poziomach trudności. Spójrz na lampy z poniższych zdjęć. Wystarczyło połączyć kilka kartoników lub wyciąć ciekawy wzór w jednym arkuszu, by uzyskać wyjątkowo ciekawy i oryginalny efekt. Kwieciste abażury DIY z papieru Masz lampę, której chcesz nadać drugie życie? W takim razie czas popracować nad jej abażurem. Pomysł, który skradł nasze serca to abażur w kwiaty. Opcje są dwie. Dla bardziej zaawansowanych – własnoręczne stworzenie kwiatów z papieru, bibuły, filcu lub innego materiału. Opcja mniej czasochłonna to ozdobienie abażuru sztucznymi kwiatami. Zapewne wielu osobom sztuczne kwiaty nie kojarzą się zbyt dobrze i estetycznie, ale to już przeszłość. Dzisiaj sztuczne kwiaty wyglądają pięknie, niemal jak prawdziwe, brakuje im już tylko zapachu;) Warto więc zastanowić się nad taką opcją. Kwiaty możesz przykleić do abażuru na ciepły klej. Poniżej kilka pięknych inspiracji Jeszcze więcej kwiatów? Ok, w takim razie kolejna wersja dla osób, które lubią piękne efekty przy małym nakładzie pracy. Kto nie zna kultowych już, kulistych lamp wiszących z papierowymi kloszami? Co Ty na to, że taka lampa też może stać się małym dziełem sztuki? Popatrz na poniższe zdjęcie i niech stanie się ono dla Ciebie inspiracją. Z taką lampą naprawdę możesz zdziałać cuda:) Industrialne lampy DIY – jak zrobić? Było nowocześnie, było romantycznie, czas przejść do nieco surowszego designu. Co powiesz na lampę w stylu industrialnym, którą możesz zrobić w domu? W ostatnim czasie bardzo modne stały się lampy typu „pająk”, czyli zawieszenia, które można mocować na suficie według indywidualnych upodobań. Takie zawieszenie możesz znaleźć tutaj. My jednak mamy na nie nieco inny pomysł. Proponujemy połączyć je z naturalną, drewnianą belką. Zobaczcie sami, jaki niesamowity efekt można osiągnąć dzięki temu zabiegowi. Taką belkę możesz oplątać też pojedynczym zawieszeniem lub kilkoma pojedynczymi zawieszeniami, jeśli nad stołem masz wyprowadzone miejsce na kilka lamp. Jeśli nie chcesz „surowych” żarówek nad stołem, połącz drewnianą listwę z betonowymi kloszami, możesz znaleźć je tutaj. Taka lampa też będzie wyglądała zjawiskowo. Maxi cotton ball Każda osoba, która interesuje się rękodziełem na pewno chociaż raz trafiła na instrukcję zrobienia domowych cotton balls. Ale czy ktoś próbował wykonać je w wersji maxi? Jeśli nie, to najwyższa pora to zmienić. Wystarczy kupić duży, okrągły balon i więcej sznurka;) Tutaj opcji też jest kilka, każdy może wybrać tę, która odpowiada mu najbardziej. Niektórzy to utwardzenia sznurka używają krochmalu, inni stolarskiego kleju z wodą. Wystarczy namoczyć sznurek i owinąć go wokół balona, kiedy całkowicie wyschnie, delikatnie wypuść powietrze i wyjmij balon. Przygotowaną kulę przymocuj do zawieszenia z żarówką i gotowe. W związku z tym, że żarówką będzie tutaj widoczna, polecamy wykorzystać dekoracyjne modele, które jeszcze sprawią, że lampa ball DIY ze sznurka będzie prezentowała się jeszcze ciekawiej. Dziecięce obłoki – klosz do lampy DIY Kolejny pomysł na odmianę papierowego klosza, to delikatna chmurka do pokoju dziecięcego. Wykonanie jest banalnie proste – wystarczy klej na ciepło i zwykła wata. Klosz obklejasz kawałkami waty do uzyskania odpowiedniego kształtu i gotowe. Piękny, magiczny obłoczek do pokoju dziecka do zrobienia w kilka minut. Dla ciekawszego efektu, do środka możesz włożyć żarówkę, która zmienia kolory. Światło zamknięte w szkle, czyli jak zrobić lampę ze słoika Bohaterowie memów, minimagazyny pyszności od mamy i towar, którego nie brakuje w żadnym domu – słoiki. Poza wymienionymi powyżej mają jeszcze jedno ciekawe zastosowanie – mogą być świetnym materiałem na lampę. Do wykonania oświetlenia ze słoika potrzebujesz tylko czegoś do wywiercenia otworu w pokrywie (w przypadku cienkich przykrywek wystarczy otwieracz do wina, przy grubszych wiertarka), słoik i oprawa lampy oraz – opcjonalnie – ozdoby. Jeśli słoik ma służyć jako klosz, wybierz żarówki LED, które się nie nagrzewają, więc będą bezpieczniejsze. Wywierć otwór w pokrywie – dopasowany lub nieco mniejszy niż średnica oprawy. W zależności od tego, czy słoik ma służyć jako klosz czy podstawa lampy, przymocuj ją na od góry (lampa stołowa) lub spodu (słoik jako klosz) przykrywki. Przykręć do oprawy żarówkę – pięknie prezentować się będą żarówki ozdobne. Jeśli źródło światła znajduje się na zewnątrz słoika, do jego wnętrza możesz wsypać muszelki lub inne ozdoby. Zakręć słoik i gotowe. Zamiast oprawy z żarówką, do słoika możesz włożyć także lampki choinkowe. Łatwiejsza metoda polega na włożeniu do słoika bez przykrywki świeczki lub małej lampki na baterię i powieszeniu jej lub postawieniu na stoliku. Tak stworzone lampki cudownie rozświetlą ogród lub altanę. DIY to ciekawe zajęcie, które oprócz oszczędności, daje sporo satysfakcji. To wspaniałe hobby, które pozwoli Ci się zrelaksować, ale i odświeżyć nieco swój dom lub mieszkanie. Jeśli podobały Ci się nasze propozycje na lampy DIY, napisz w komentarzu, a my postaramy się przygotować dla Was kolejne wydanie poradnika.

lampa z tykwy jak zrobić